Czyżby Polska, od lat strategiczny partner Stanów Zjednoczonych, sojusznik w NATO, solidarny uczestnik misji wojskowych i kluczowy aktor na wschodniej flance Europy, właśnie została zdegradowana do roli kraju drugiej kategorii? Decyzja amerykańskiego Departamentu Handlu, ograniczająca eksport nowoczesnych chipów AI do Polski, to nie tylko zaskoczenie – to policzek wymierzony naszej polityce zagranicznej i gospodarczym ambicjom.
Współczesne chipy półprzewodnikowe, zwłaszcza te zoptymalizowane pod kątem sztucznej inteligencji, są absolutnym fundamentem innowacji technologicznych. To dzięki nim rozwijają się zaawansowane systemy komputerowe, uczenie maszynowe, autonomiczne pojazdy, medycyna cyfrowa, a nawet technologie wojskowe. Są to elementy, które umożliwiają tworzenie aplikacji zdolnych do przetwarzania ogromnych ilości danych w czasie rzeczywistym, podejmowania decyzji i rozwijania systemów autonomicznych. Brak dostępu do nowoczesnych chipów oznacza wykluczenie z gry o globalną pozycję technologiczną.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której kraj tak zaangażowany w utrzymywanie relacji transatlantyckich jak Polska, zostaje postawiony obok Arabii Saudyjskiej czy Etiopii na liście państw, którym nie ufa się na tyle, by pozwolić na import kluczowych technologii przyszłości. Tak, mówimy o Polsce – kraju, który z entuzjazmem otwiera drzwi przed amerykańskimi inwestorami, kupuje miliardy dolarów sprzętu wojskowego i konsekwentnie wspiera politykę Waszyngtonu. Najwidoczniej na więcej nie zasługujemy.
Trudno też wytłumaczyć oficjalne uzasadnienie tej decyzji. Z jednej strony wskazuje się na brak stabilności regionu i bliskość Polski do państw objętych pełnymi restrykcjami, takich jak Rosja. Z drugiej – na niewielką wymianę technologiczną między Polską a USA, która rzekomo minimalizuje ryzyko retorsji z naszej strony. Polska nie była wystarczająco aktywna w budowaniu własnej pozycji jako technologicznego lidera, przez co staliśmy się w oczach Amerykanów bardziej odbiorcą niż partnerem.
To nie jest wyłącznie polski problem. Decyzja Amerykanów wywołała burzę w całej Unii Europejskiej. Komisja Europejska już wyraziła swoje „zaniepokojenie”, ale czy naprawdę mamy uwierzyć, że to wystarczy? Polityka Waszyngtonu przypomina rozgrywanie Europy według zasad dziel i rządź – tworzenie hierarchii partnerów, która budzi napięcia i podważa zaufanie.
Dla Polski ta decyzja ma jednak szczególnie bolesne konsekwencje. Jesteśmy krajem aspirującym do roli technologicznego hubu regionu. Plany wdrożenia aktów o półprzewodnikach i budowy własnej polityki w tym zakresie mogą zostać spowolnione przez brak dostępu do amerykańskich komponentów. Co więcej, otwiera to drogę do korzystania z technologii chińskich, co jest strategią wysoce ryzykowną zarówno z geopolitycznego, jak i ekonomicznego punktu widzenia.
Wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski nie krył zdumienia i oburzenia, określając działanie Amerykanów jako całkowicie nieuzasadnione. Jak stwierdził, nikt wcześniej nie informował polskiego rządu o planach objęcia naszego kraju restrykcjami.
– Nie może być mowy o dzieleniu państw Unii Europejskiej na kategorie A i B – podkreślił wicepremier, apelując o zdecydowaną reakcję Komisji Europejskiej, która, zdaniem Gawkowskiego, nie może poprzestać na urzędniczym bla, bla.
Ta sytuacja jest bolesną lekcją, że relacje międzynarodowe opierają się nie na sentymentach, lecz na twardych interesach. Jeśli Polska chce być traktowana poważnie, musi inwestować w rozwój własnych technologii, wspierać lokalnych producentów i stawiać na dywersyfikację źródeł technologicznych. To wymaga nie tylko środków, ale i odwagi politycznej – odwagi, której do tej pory brakowało.
Jeśli administracja prezydenta Donalda Trumpa nie zmieni decyzji poprzednika, powinniśmy intensyfikować współpracę z Unią Europejską, która powinna w tej sprawie wystąpić jednym głosem. Być może czas przestać liczyć na cudowną rękę sojusznika zza oceanu i zacząć działać na rzecz prawdziwej cyfrowej suwerenności Europy.