Świat pędzi ku nowościom, na rynku pojawiają się technologie przyszłości, a oczy świata telekomunikacji kierują się ku 5G. Nie sposób jednak nie odnieść wrażenia, że coś nie gra. Co z aukcją 5G? Jakie zdanie o sieci nowej generacji mają mali i średni operatorzy? I jaką rolę w tej całej sytuacji odegrała Korea Południowa?
Niedługo minie rok od unieważnienia aukcji 5G. W maju 2020 roku na stronie Urzędu Komunikacji Elektronicznej pojawił się komunikat informujący, że Prezes UKE wszczął z urzędu postępowanie w sprawie unieważnienia aukcji na cztery rezerwacje częstotliwości z pasma 3,6 GHz. Od tamtego dnia tkwimy w stanie zawieszenia.
Na czele UKE stoi już nowy zarządca – dr inż. Jacek Oko – ale zgodnie z oznajmieniami polityków, musimy najpierw poczekać na nowelizację Ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa. Wydaje się to racjonalne, ale zazwyczaj zwłoka bywa zgubna.
Podczas posiedzenia sejmowej Komisji Cyfryzacji Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii dowiedzieliśmy się zatem, że dystrybucja częstotliwości z pasma 3,6 GHz nie nastąpi przed upływem rządowego terminu, czyli 27 sierpnia 2021 roku. Prezes UKE potwierdził również, że przedmiotem aukcji będą 4 bloki po 80 MHz (każdy z uczestników postępowania będzie mógł nabyć tylko jeden blok). Dodatkowo, podmioty biorące udział będą musiały wykazać doświadczenie w realizacji inwestycji telekomunikacyjnych i być w posiadaniu innych ogólnopolskich rezerwacji radiowych. Eksperci wskazują, że w praktyce oznacza to dopuszczenie wyłącznie dużych operatorów: Orange, Play, Plus i T-Mobile. No dobrze, ale co z operatorami lokalnymi?
W środowisku małych i średnich operatorów można wyczuć ostrożność w odniesieniu do 5G. Czy powoduje to zdziwienie? Cóż mogłoby, gdyby nie kazus Korei Południowej.
Korea Południowa to kraj, który ogłosił, że jako pierwszy na świecie uruchomił powszechny dostęp do sieci 5G, wyprzedzając tym samym USA i Chiny. Tymczasem, rzeczywistość nie okazała się tak wspaniała. Społeczeństwo się rozczarowało, a prawnicy z firmy Joowon zbierają klientów, którzy nie są zadowoleni z usługi i chcieliby złożyć pozew zbiorowy. Przyczyna? Między innymi prędkość transferu danych, która nie spełnia oczekiwań konsumentów. Pozostaje zapytać: czy sytuacja się powtórzy w Polsce? Duzi operatorzy przecież już chwalą się dostępnością do 5G. Tylko, czy aby na pewno jest to „prawdziwe 5G”? Ciśnie się na usta slogan: „jeżeli nie widać różnicy, to po co przepłacać?”.
Program „Transformacji cyfrowej Europy” przedstawiony przez Komisję Europejską zakłada, że do 2030 wszystkie obszary zaludnione będą objęte siecią 5G. Wydaje się, że to aż nadto czasu, ale spójrzmy realistycznie. Ciężko podać nawet przybliżoną datę aukcji 5G w Polsce, więc nie sposób też zweryfikować tego terminu jako realnego. Zakładam, że unijni oficjele będą dążyli, aby 2030 r. był ostatecznym deadline’em, ale czy to realne?
Zastanawia też ambiwalentny odbiór technologii 5G w społeczeństwie. Pominę milczeniem teorie spiskowe o przejmowaniu kontroli nad ludźmi poprzez sieć nowej generacji i szkodliwym promieniowaniu (z badań wynika, że 11% obywateli Polski obawia się 5G), ale pewien proces edukacji powinien zostać wdrożony. Cyfryzacja KPRM podaje, że chce zaangażować Instytut Łączności do wspólnej akcji pod szyldem „Sprawna telekomunikacja mobilna jako klucz do rozwoju i bezpieczeństwa”. Wiele wskazuje, że jeszcze sporo pracy przed tymi podmiotami.
Przykład z życia wzięty: kilka dni temu zdecydowałem się na nowy smartfon, ale możliwość korzystania z dobrodziejstw 5G była na szarym końcu preferencji. Dlaczego? Zdałem sobie sprawę, że w Polsce jest to technologia obecnie w wieku dziecięcym, która będzie cierpiała jeszcze na kilka przypadłości tego okresu. Wygrały więc inne opcje, które oferował wybrany przeze mnie model.
Czekamy cierpliwie na rozwój sytuacji. Nie róbmy sobie jaj z 5G. Miejmy jednak nadzieję, że nikt nie zrobi też nas w jajo.
Źródła:
Zobacz też: