[miejsce publikacji] ICT Professional, Nr 4 – jesień 2014, strona 26.
[rubryka] Zarządzanie
[autor] Alicje Orzeł
[tytuł] Jak podpisać umowę ze spółdzielnią i nie zwariować
___________________________________________________________________________________________________________
To była prawdziwa „szkoła życia” – tak Pan Bartłomiej komentuje przebieg współpracy ze spółdzielnią „Hutnik” w Sosnowcu. A wszystko zaczęło się trzy lata temu, gdy ta sama spółdzielnia wydawała się być telekomunikacyjnym niebem. Jeden wiodący dostawca, rzesza zainteresowanych klientów, oferta nie dająca konkurencji żadnych szans. Mieszkańcy ochoczo podpisywali umowy, pozostało jedynie załatwić takie formalności, jak uzgodnienie treści umowy o udostępnienie. W końcu negocjacje powinny zakończyć się po trzydziestu dniach. Jednak i tym razem okazało się, że zainteresowanych jest więcej. Spółdzielnia, która powinna jedynie pośredniczyć pomiędzy dostawcą a mieszkańcem, skutecznie utrudniała im kontakt, starając się maksymalnie opóźnić moment rozpoczęcia świadczenia usług telekomunikacyjnych przez firmę Soft Pro 2. Ale czy to pierwszy raz?
Kilka słów o spółdzielniach
Jak wiadomo, spółdzielnie bardzo często utrudniają operatorom dostęp do swoich zasobów. Nie jest to bynajmniej podyktowane czystą złośliwością, a jedynie chęcią zarobienia „kilku groszy”. Zdarza się bowiem, że prowadzą one konkurencyjną działalność, lub – co gorsza – może prowadzić ją bliski krewny. Bywa i tak, że inny dostawca po prostu daje więcej (może obietnic, może … ?). Co jednak zrobić, by dotrzymać umowy zawartej z klientem i nie stracić potencjalnego zarobku? Często jedynym wyjściem jest skierowanie sprawy do instytucji, które pomogą w przeprowadzeniu negocjacji.
Pierwsza pomoc – „megaustawa”
W art. 33 ustawy szerokopasmowej został uregulowany przez ustawodawcę dostęp do nieruchomości. Zgodnie z tym przepisem:
Właściciel, użytkownik wieczysty nieruchomości lub zarządca nieruchomości są obowiązani umożliwić operatorom, podmiotom, o których mowa w art. 4 pkt 1, 2, 4, 5 i 8 ustawy z dnia 16 lipca 2004 r. – Prawo telekomunikacyjne, oraz jednostkom samorządu terytorialnego wykonującym działalność, o której mowa w art. 3 ust.
W przypadku gdy właściciel, użytkownik wieczysty bądź zarządca nieruchomości nie zawrze z wnioskującym, uprawnionym podmiotem umowy regulującej warunki korzystania z nieruchomości dla potrzeb wskazanych w art. 33 ust. 1 ustawy szerokopasmowej, w terminie 30 dni od dnia wystąpienia z wnioskiem o jej zawarcie, istnieje możliwość uzyskania takiego dostępu na drodze administracyjnej.
Oznacza to, że właściciel, użytkownik wieczysty lub zarządca nieruchomości ma obowiązek zapewnienia dostawcom dostępu do miejsca, gdzie ten chce doprowadzić swoją sieć telekomunikacyjną. Jeżeli jednak spółdzielnia nie zastosuje się do przepisów wynikających z przytoczonej ustawy, operator ma prawo skierować sprawę do Prezesa UKE. Może on wówczas wyznaczyć termin załatwienia sprawy w ciągu 90 dni. Co jednak, gdy i to nie pomoże? Kolejną pomocną instytucją jest UOKiK. Warto pamiętać, że nie podejmując żadnego działania prawnego, tracimy nie tylko przyszłe pieniądze, ale i przyszłych klientów.
Soft Pro 2 vs. SM „Hutnik” 1:0
Po teorii czas na praktykę. Jednym z wielu przykładów trudnych relacji operatorów i spółdzielni mieszkaniowych jest sprawa dotycząca firmy Soft Pro 2 i SM „Hutnik” w Sosnowcu. Współpraca rozpoczęła się trzy lata temu, a ustawowe 30 dni negocjacji trwają do dziś. Oczywiście z pomocą odpowiednich instytucji. Początkowo spółdzielnia deklarowała duże zainteresowanie usługami firmy. Niestety, już parę miesięcy później sporządzane umowy ginęły w niewyjaśnionych okolicznościach, a odpowiedzi na pisma pojawiały się ze znacznym opóźnieniem, co tłumaczone było rzetelnością spółdzielni. Nieodzowne okazywały się kolejne uzupełnienia, określające na przykład dokładny obszar, na jakim miały odbywać się prace (nawet jeżeli takowe znajdowały się już na biurku Prezesa SM „Hutnik”). Bez odpowiedzi pozostały wszelkie telefony i wiadomości kierowane do spółdzielni, niemożliwym więc było podpisanie umowy. Więcej szczęścia okazała się mieć firma „Bezpieczne Osiedle”, z którym współpraca układała się znakomicie, wykluczając tym samym działalność Soft Pro 2. Po zgłoszeniu sprawy do UOKiK, spółdzielnia zamilkła na wieki. Wynik postępowania chyba nikogo nie zdziwi – spółdzielnię obciążono karą 42 000zł, a jej działania uznano za praktykę ograniczającą konkurencję, ponieważ SM „Hutnik” nadużywała dominującej pozycji na rynku. Jak dokładnie kształtował się przebieg wydarzeń? Opowie o tym Pan Bartłomiej Dziewałtowski, właściciel firmy Soft Pro 2.
Ilu było abonentów zainteresowanych ofertą?
Spółdzielnia oferuje 10 000 mieszkań. Chętnych było sto, może dwieście osób (w okolicy tysiąca mieszkań), czyli około 20% klientów było zainteresowanych naszymi usługami. Część klientów zdołaliśmy od razu podłączyć techniką radiową, staraliśmy się o przyłącza światłowodowe.
Jacy inni dostawcy telekomunikacyjni byli obecni w obrębie spółdzielni? Czy wie Pan coś na temat przebiegu tych negocjacji?
Na terenie spółdzielni w zasadzie znajdował się jeden operator, który na tych budynkach był już od dziesięciu lat. Poprzednie zarządy spowodowały, że usługi świadczył tylko jeden dostawca. W związku z tym, spółdzielnia była dość atrakcyjnym miejscem na przyłącza internetowe. Oczywiście była tam także „Telekomunikacja Polska”, ale generalnie jedna firma była wiodąca, która pojawiła się już dawno temu.
Czy w tym samym czasie inni, konkurencyjni dostawcy negocjowali umowy ze spółdzielnią?
Kiedy zaczęliśmy negocjacje nie było informacji na temat innych operatorów zainteresowanych wejściem na budynki. Spółdzielnia zasłaniała się tym, że ma podpisaną niekorzystną umowę z innym operatorem, który ma wyłączność na świadczenie usług.
Czy spodziewał się Pan takich problemów związanych ze współpracą ze spółdzielnią?
Nie spodziewałem się, że problemy będą tak duże.
Mimo że na terenie spółdzielni od lat działał tylko jeden dostawca?
Wydawało mi się, że wszystkim zależy na konkurencji, na wolnym rynku. Na tym, żeby każdy miał do wyboru wielu operatorów. A jak widać – wolny rynek to często „ustawiany rynek” (śmiech).
Jak wyglądał pierwszy kontakt ze spółdzielnią?
Pierwszy kontakt ze spółdzielnią udało się oczywiście nawiązać w regulaminowym czasie, odpowiedzi dostawaliśmy po trzydziestu dniach od złożenia pisma, w którym wzywamy do podpisania umowy. Po dwu, trzy miesięcznej korespondencji, z każdym trzydziestodniowym odroczeniem odpowiedzi od spółdzielni, udało się spotkać z zarządem. Rozmowy wyglądały obiecująco, bardzo chcieli wprowadzić nowego operatora, ale nie mogli, bo mieli umowę na wyłączność z poprzednim operatorem. My sugerowaliśmy, że nie ma takich umów przy dzisiejszym stanie prawnym. Tłumaczyli się tym, że najpierw muszą uregulować sprawy z drugim operatorem. Złożyliśmy propozycję, że możemy pomóc w wyjaśnieniu tej sprawy, by pokazali nam tę niekorzystną umowę. Mamy przecież izbę KIKE, która także może pomóc rozwiązać ten problem.
Po jakim czasie zorientował się Pan o celowych zabiegach uniemożliwiających podpisanie umowy?
Pierwsze problemy wystąpiły w momencie, kiedy pojawił się obcy operator na terenach budynków, który rozpoczął pracę montowania dokładnie takiej samej instalacji światłowodowej, jaką my chcieliśmy zrobić. Było to zrobione „pod przykrywką”: na początku darmowy Internet, a między czasie spółdzielnia wprowadziła stałą opłatę za Internet wliczoną w czynsz. Dzięki naszym interwencjom teraz nazywa się to „Bezpieczne Osiedle” . Spółdzielnia już nic teraz na ten temat nie mówi, poza tym, że chodzi o domofony, które zostały wybudowane przez operatora telekomunikacyjnego. W dodatku obecnie nakazuje nam się dogadać z istniejącym operatorem.
Z uzasadnienia decyzji wynika, że po zgłoszeniu przez Pana wniosku, konflikt drastycznie narastał. Czy może Pan opowiedzieć, jak dalej wyglądała współpraca?
Spółdzielnia nie reagowała na nasze wezwania do wszczęcia negocjacji, nie podejmowała żadnych działań. W tym samym czasie była uruchomiona procedura w UKE. Sprawa w UKE była z góry przegrana, bo nie został dotrzymany termin 30 dni od złożenia pierwszego wniosku. Trwało to dwa lata. Następnie UOKiK dość dobrze i jasno wyjaśniła wszystkie przepisy, co pozwoliło nam się jakoś ustosunkować do rozmów ze spółdzielnią (chociaż w negocjacjach z nią często pomagały jakieś „osiłki”…). Broniliśmy się tym, że mamy już podpisane umowy z przyszłymi klientami, chcieliśmy wykonywać instalację informując spółdzielnię kiedy i gdzie to zrobimy. Wielokrotnie wzywana była policja, mieszkaniec chciał – myśmy nie mogli. Pomimo pism od mieszkańców, którym bardzo podobała się nasza oferta, spółdzielnia nie reagowała. Od momentu, kiedy poinformowaliśmy UOKiK, już nigdy nie udało nam się spotkać z zarządem. Byli na urlopie w Hongkongu (chociaż czasem, mimo wakacji, dało się Pana Prezesa zaczepić na korytarzu, oczywiście planującego urlop w następnym tygodniu…). Do dziś próbujemy się z nimi spotkać, ale nawet kancelaria nie chce przyjmować naszych pism…
Dlaczego zainteresował Pan tą sprawą Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów dopiero po tak długim czasie?
Ponieważ na początku myśleliśmy, że najbardziej pomocną instytucją dla nas będzie UKE. Widząc wszystkie nielegalne działania spółdzielni, wprowadzanie „lewych” firm na budynki, zauważyliśmy nierówną politykę, jeśli chodzi o dostęp do zasobów. W związku z tym, uznaliśmy, że jest to wszystko niezgodne z prawem. Wierzyliśmy w to, że uda nam się zatrzymać te firmy, żeby móc zaczynać z tego samego poziomu, by przywrócić wolną konkurencję.
Jak przebiegało postępowanie przed Urzędem? Czy spodziewał się Pan takiego wyniku?
Jeśli chodzi o UOKiK, Urząd bardzo profesjonalnie podszedł do tematu, pozbierał wszystkie dostępne materiały, korespondencję pomiędzy nami a spółdzielnią, wykorzystał informacje, które spółdzielnia podsyłała mieszkańcom, jak mamiła mieszkańców, że z nami negocjują umowę, którą tak negocjują do dzisiaj (śmiech). Pozbierane zostały wszystkie dowody, wszystkie w naszym odczuciu autentyczne. Musiał zapaść taki wyrok.
Uważam, że dzięki temu wyrokowi inne spółdzielnie w znaczący sposób zmobilizowały się do przestrzegania prawa i udostępnienia zasobów. Zaczęły myśleć o wspólnych pionach technicznych, żeby nie budować niepotrzebnych rur na korytarzu, tylko jeden, wspólny, duży pion. Widzimy pozytywny odzew. Spółdzielnie zaobserwowały problem telekomunikacji w swoich budynkach, że tych operatorów jest dużo, i będzie ich jeszcze więcej i zaczynają myśleć pod kątem wybudowania infrastruktury pod innych operatorów, żeby mieszkańcy byli zadowoleni, żeby mogło być dwudziestu czy trzydziestu operatorów naraz i każdy był w stanie znaleźć coś dla siebie. Warto było coś zrobić i myślę, że wiele firm odważy się teraz zadziałać w podobnych sprawach.
I co dalej?
Pojawiło się więc światełko w tunelu. Dzięki podjętym działaniom, spółdzielni zostało przypomniane, że reprezentuje swoich mieszkańców, nie tylko własne interesy. W związku z tym, powinna pomagać, a przynajmniej nie utrudniać kontaktu z dostawcami usług telekomunikacyjnych. W końcu najważniejszy jest klient, który jest członkiem spółdzielni, i chce mieć pełną swobodę w wyborze najbardziej odpowiadającej mu oferty. Sam operator nie musi godzić się na dyktaturę spółdzielni, „walczy” w imieniu osób, dla których chce świadczyć usługi i o swoją pozycję w branży. W ten sposób mobilizuje innych operatorów do podjęcia działań, i może dzięki temu uda się wreszcie przemianować „ustawiany” rynek, na coś na kształt wolnego rynku.
W jaki sposób zaistniała sytuacja wpłynie na dalszą politykę ukaranej spółdzielni? Niestety, wydaje się, że wysokość kary nie przyczyni się do zaniechania przez SM Hutnik nielegalnych działań. Bardzo często uregulowanie takiej zapłaty okazuje się dużo bardziej korzystne od postępowania zgodnie z prawem. Dodajmy, że sumę 42 000zł spółdzielnia w krótkim czasie może wyrównać dzięki stałej opłacie za Internet, którą mieszkańcy mają wliczoną w czynsz. Warto również wspomnieć, że SM „Hutnik” mogła zostać obciążona karą w wysokości nawet 5,5 mln zł! Pozostaje jednak pytanie: jak cenna jest dla nas wolna konkurencja i… czy musi aż tyle kosztować?
Autor tekstu: Alicja Orzeł