TECHNOLOGIA · CYBERBEZPIECZEŃSTWO · BIZNES

Idee są kuloodporne. Historia Anonymous

Atak Rosji na Ukrainę odbił się szerokim echem w świecie cyfrowym. Grupa hakerska Anonymous opowiedziała się po stronie broniących kraju Ukraińców i zobowiązała do nękania Rosjan w cyberprzestrzeni. Kim zatem są ci zamaskowani aktywiści?

Początek Anonymous: spisek prochowy

Przenieśmy się na chwilę do 1605 roku. W Anglii konspiratorzy planują tzw. spisek prochowy. Ich celem jest Jakub I, król Anglii i Szkocji. Jeden z zamachowców, Guy Fawkes, zostaje złapany, torturowany i stracony. Rewolta się nie udaje, ale postać Fawkesa nabiera symbolicznego wymiaru. Tworzy się legenda bojownika. Jego znakiem rozpoznawczym staje się charakterystyczna maska.

W 2006 roku na scenę wkraczają Anonymous. Zaczynają skromnie, od sieciowego wandalizmu, wykradania kodów źródłowych programów i drobnych ataków hakerskich. Powoli wykuwają własny mit, tworzą cyfrowy kodeks moralny. Wkrótce angażują się w sprawy państw Bliskiego Wschodu, wspierają Arabską Wiosnę i zaczepiają tamtejsze reżimy. Przyrzekają zwalczać faszyzm, ale stają również w obronie wolności w internecie. Są wśród niezadowolonych, gdy światowe rządy próbują wprowadzić porozumienie ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement). Ich działania nabierają rozgłosu, użytkownicy sieci szybko zaczynają identyfikować się z reprezentowanymi wartościami. Powstaje hacktivism, a ruch zaczyna być kojarzony z maską Fawkesa.  

Jakie sa działania Anonymous?

Obecnie Anonymous bacznie śledzą wszystkie wydarzenia na planecie. Ze światem komunikują się poprzez Twittera, krótkie filmiki imitujące programy informacyjne i branżowe fora. Zgodnie z ich sloganem „we are legion”, każdy może być jednym z nich.

Nie dziwi więc, że rosyjska inwazja ich zdenerwowała. Putin i jego przyboczni dopuścili się bezczelnych kłamstw, zastosowali cenzurę w mediach i zaatakowali ludność cywilną. Wkroczyli więc Anonymous. Przestrzegli, że będą gnębić Rosję w sieci, wypowiedzieli mocarstwu cyberwojnę. Począwszy od ataków na strony rosyjskich organów państwowych po wykradanie informacji operacyjnych i niewielkie akty złośliwości jak np. zmianę znaku wywoławczego jachtu rosyjskiego prezydenta na „fckptn”. Do Putina zwrócili się bezpośrednio. Poinformowali, że znają jego tajemnice i wkrótce je upublicznią. Nawet jeśli to blef, to i tak musiało zaboleć. Wszyscy podejrzewamy przecież, że Kreml ma sporo mrocznych sekretów.

Czy Anonymous naprawdę mają informacje dotyczące rosyjskich agentów rezydujących w krajach Zachodu? Hakerzy twierdzą, że po ich upublicznieniu w wielu państwach dojdzie do trzęsienia ziemi. Wszak lista podmiotów z Rosji, których zabezpieczenia już złamali, jest imponująca. W sieci już krąży ogromny zbiór danych, które wyciekły z rosyjskiego ministerstwa obrony, a agencja kosmiczna Roskosmos przekazała, że hakerzy wyłączyli centrum kontroli lotów.

Haktywiści ostrzegają też przed naciągaczami. Ich kodeks moralny zakłada brak zysków finansowych. Nie hakują dla pieniędzy, hakują dla idei. Ta forma stawiania oporu ma jednak także przeciwników. Specjaliści zajmujący się cyberbezpieczeństwem przestrzegają. Zdaniem wielu włamania sieciowe, nawet w dobrej sprawie, są przejawem wandalizmu i mogą być niebezpieczne.

Sądzę, że Anonymous na stałe wpisali się w krajobraz sieci. Jest o nich coraz głośniej, kibicują im zwykli ludzie, którzy chcieliby zakończyć wojnę na Ukrainie bez rozlewu krwi, upokarzając przy okazji Putina. Wydaje się też, że i sami Anonymous nie są skorzy do odpuszczenia grzechów Rosji bez względu na koszty. Wszystko zgodnie z hasłem „idee są kuloodporne”, które wypowiada V, skrywający się za maską Guya Fawkesa, anarchista, bojownik o wolność oraz bohater komiksu i filmu „V jak Vendetta”.

Zobacz też:

Michał Koch
Michał Koch
Dziennikarz i researcher. Tworzy teksty o najnowszych technologiach, 5G, cyberbezpieczeństwie i polskiej branży telekomunikacyjnej.

przeczytaj najnowszy numer isporfessional

Najnowsze