Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że największe korporacje używają ogromnych pieniędzy do zwiększania własnych wpływów na branżę technologiczną. Jednak, czy wiedzieliście, że Google wydało w 2021 roku ponad 26 mld USD, aby być domyślną przeglądarką na różnych urządzeniach cyfrowych?
Zdobycie przez Google 90-proc. udziału na rynku przeglądarek internetowych – zarówno na urządzeniach stacjonarnych, jak i mobilnych – postronnym użytkownikom zapewne wydawało się czymś naturalnym. Po prostu: poszukujesz odpowiedzi na pytanie, więc używasz wujka Google’a.
Może jako konsumenci zostaliśmy po prostu wmanipulowani w korzystanie z przeglądarki firmy z Kalifornii? Przecież jest jeszcze Opera, jest Firefox, jest i Safari. Okazuje się, że Google płaciło nawet Apple’owi, aby ich produkt był domyślnym web browserem. Do tej pory tajemnicą była przede wszystkim kwota takich świadczeń.
Sprawa wyszła na jaw przy okazji postępowania antymonopolowego, które prowadzi amerykański Departament Sprawiedliwości przeciwko Google’owi. Zeznania złożył Prabhakar Raghavan, starszy wiceprezes ds. wyszukiwania, reklam, handlu i płatności. Pracownik potwierdził, że firma od 2014 r. poczwórnie zwiększyła wydatki na ten cel (w 2014 r. wydano zaledwie 7,1 mld USD). Okazało się, że beneficjentami takich przelewów są m.in. wspomniane już Apple, ale też LG, Samsung i Motorola. Swoje otrzymują też operatorzy AT&T, T-Mobile oraz Verizon. Pieniądze mają wędrować nawet do twórców innych przeglądarek. Firma zarządzająca aktywami Bernstein szacuje, że w bieżącym roku Google może zapłacić Apple’owi aż 19 mld USD.
Na powyższy cel przeznaczona zatem astronomiczną kwotę. Jednak nic nie dzieje się bez przyczyny. W trakcie postępowania potwierdzono, że w ciągu minionych dziesięciu lat przychody Google’a wzrosły do 146 mld USD. Zatem wydatki się szybko (i pokaźnie) zwróciły.
Nikomu nie przeszkadzamy w zmianie domyślnej przeglądarki. Użytkownicy mogą to zrobić za pomocą kilku kliknięć – taki przekaz wychodzi z centrali Google’a. Spójrzmy jednak na to z innej strony. Czy aż 90 proc. internautów wybrałoby Google, gdyby rzeczywiście na rynku panowały równe zasady? Może ludzie – z natury leniwi – wolą, aby podsuwać im pewne rozwiązania pod nos? A może większość z nas nie ma nic przeciwko temu, że wybrano za nas?
Dlatego właśnie świat zmierza ku korpokracji. Wystarczy odpowiednio przygotować przekaz, użyć targetowanych reklam, opłacić influnecerów, dziennikarzy i polityków. Największe firmy mają zasoby, by kształtować rzeczywistość względem własnego wyobrażenia. Kiedy korporacje zaczną wybierać za nas coś więcej niż tylko internetowe przeglądarki? I czy wtedy w ogóle będziemy mogli jeszcze coś na to poradzić?
Zmienia się jednak sposób korzystania z internetu. Analitycy rynku wieszczą, że wkrótce to algorytmy sztucznej inteligencji, chociażby dobrze znany już ChatGPT, zastąpią obecnie znane nam przeglądarki. Zresztą pewna tranzycja dzieje się już teraz, na przykład Bing od Microsoftu – a od jakiegoś czasu też ChatGPT – mogą już korzystać z zasobów sieci, by podawać bardziej wiarygodne odpowiedzi. Google oczywiście nie chce przegapić tej zmiany, więc w 2017 r. uruchomiono spółkę Google AI, której zawdzięczamy model językowy BARD. Czyli zmieni się wszystko i nie zmieni się nic. The poor stay poor, the rich get rich.