Bezprecedensowe naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony spotkało się z adekwatną reakcją. Bezzałogowce zostały zestrzelone, a w akcji brały udział także siły innego państwa należącego do NATO. Akt rosyjskiej agresji stworzył realne zagrożenie dla bezpieczeństwa naszych obywateli. W praktyce szczątki zestrzelonych maszyn lub one same, mogły też uszkodzić infrastrukturę telekomunikacyjną. Czy w takim przypadku lokalny operator zdany jest na własną rękę?
W nocy z wtorku na środę, czyli z 9 na 10 września, Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało o “zmasowanym uderzeniu na obiekty znajdujące się na terytorium Ukrainy”. Polskie i sojusznicze systemy radiolokacyjne śledziły kilkanaście obiektów, które naruszyły polską przestrzeń powietrzną. Uruchomiono następnie procedury, które miały zapewnić bezpieczeństwo Polsce. “W naszej przestrzeni operują polskie i sojusznicze statki powietrzne, a naziemne systemy obrony powietrznej i rozpoznania radiolokacyjnego osiągnęły stan najwyższej gotowości. Działania te mają charakter prewencyjny i są ukierunkowane na zabezpieczenie przestrzeni powietrznej i ochronę obywateli, zwłaszcza w rejonach przyległych do zagrożonego obszaru” – przeczytaliśmy w pierwszym komunikacie RSZ.
Dowódca Operacyjny RSZ podjął następnie decyzję o neutralizacji wrogich bezzałogowców. Drony, które mogły stanowić zagrożenie zostały zestrzelone. Trwają działania związane z poszukiwaniem i wskazaniem miejsc możliwego upadku elementów obiektów.
Jednocześnie dowództwo RSZ i rząd apelują (mając na uwadze bezpieczeństwo obywateli) by w przypadku zaobserwowania nieznanego obiektu lub jego szczątków nie zbliżać się, nie dotykać ani ich nie przenosić. “Takie elementy mogą pozostawać zagrożeniem i zawierać materiały niebezpieczne. Muszą być bezwzględnie sprawdzone przez odpowiednie służby” – czytamy w stanowisku rządowym. Sygnały o odnalezieniu takich obiektów zgłaszać pod numer alarmowy 112 lub do najbliższej jednostki policji by służby będą mogły szybko i skutecznie zabezpieczyć teren.
Wojsko Polskie na bieżąco monitoruje sytuację na terytorium Ukrainy i pozostaje w stałej gotowości do zapewnienia bezpieczeństwa polskiej przestrzeni powietrznej.
Zniszczenia i co dalej?
Wiemy już, że wśród zagrożonych przez rosyjskie drony terenów były obszary województwa podlaskiego, mazowieckiego i lubelskiego. W praktyce bezzałogowce (a także ich zestrzelone szczątki) były realnym zagrożeniem dla życia i zdrowia ludzi, mogły też dokonać zniszczeń materialnych, uszkadzając – przykładowo – infrastrukturę telekomunikacyjną. Czy w takim przypadku lokalny operator telekomunikacyjny zdany jest na własną rękę? Okazuje się, że klasyczna odpowiedź prawników (“To zależy”), ma zastosowanie także i w tym przypadku.
– Podwójnie współczuję osobom, które poniosłyby szkody w wyniku rosyjskich działań wojennych. Nie tylko z uwagi na sam fakt poniesienia szkody, ale też bardzo skomplikowaną sytuację prawną – zaznacza Jakub Woźny, radca prawny i partner Kancelarii Prawnej Media. – Przede wszystkim musimy jasno rozdzielić szkody powstałe w konsekwencji działań rosyjskich od tych, które są konsekwencją działań polskiego wojska. W pierwszym wypadku (niestety) pozwanie innego państwa przed polskim sądem cywilnym jest praktycznie niemożliwe. To kwestia immunitetu państw. W konsekwencji sprawa często kończy się na protestach dyplomatycznych (tak jak to miało już miejsce w przypadku dronów, które spadły wcześniej w tym roku) i ewentualnych rozliczeniach między państwami (reparacje). Do dziś przecież trwają, rozsiane po całym świecie, postępowania związane z zestrzeleniem przez Rosjan holenderskiego samolotu nad Ukrainą. Głównie skupiają się jednak na faktycznych sprawcach tej zbrodni.
Znacznie większe szanse na uzyskanie sprawiedliwości mamy w przypadku, w którym szkody są konsekwencją działań polskiego wojska.
– W takim wypadku odpowiedzialność opiera się na zasadach polskiego systemu prawnego a sprawiedliwości można dochodzić przed sądem – wyjaśnia Jakub Woźny. – W przypadkach oczywistych wojsko samo często oferuje odszkodowania (jak niedawne zniszczenia po zbyt niskim przelocie polskiego MiG-29). Znacznie trudniejsza będzie jednak sytuacja, gdy szkoda będzie konsekwencją zestrzelenia drona (ewentualnie jego niezestrzelenia, gdy była taka możliwość). Mówimy tu przecież o próbie zapobieżenia jeszcze większym szkodom, decyzjach podejmowanych na poziomie dowódczym czy wręcz technicznych możliwościach wojska. Takie zagadnienia wymagają poważniejszej analizy.
W praktyce szkody takie często nie podlegają także ubezpieczeniom.
W pierwszej chwili do operatora należy więc szybka reakcja (naprawa infrastruktury) i przygotowanie dokumentacji, która uprawdopodobni późniejsze ewentualne roszczenia. Istnieje też realne niebezpieczeństwo, że szkodę taką zmuszony będzie wpisać w koszty prowadzenia działalności na terenie zagrożonym działaniami wrogiego państwa.
Dezinformacja trwa
Jednocześnie przestrzegamy przed powtarzaniem narracji rosyjskiej propagandy, która jest częścią wojny hybrydowej. W związku z omawianym incydentem stosowane są w Polsce następujące przekłamania: minimalizacja („rzekomo”), zacieranie sprawstwa („nieznane obiekty”), przerzucanie winy na Ukrainę, ośmieszanie reakcji Polski („nic nadzwyczajnego”), odwracanie chronologii wydarzeń i relacji sprawca – ofiara („Polska eskaluje”), a także instrumentalne przywoływanie zdarzeń z 2022 r (upadek rakiety w Przewodowie) w celu podważania wiarygodności komunikatów polskiej administracji rządowej. Celem tych przekłamań jest obniżenie zaufania do oficjalnych komunikatów, chaos informacyjny oraz polaryzacja opinii publicznej.
Sugerujemy w związku z tym by nie powielać niesprawdzonych treści z mediów społecznościowych.
Czytaj także: