TECHNOLOGIA · CYBERBEZPIECZEŃSTWO · BIZNES

Życie w cieniu blackoutu

Blackout. Jeszcze niedawno to słowo kojarzyło się z brakiem prądu w mieszkaniu, dziś oznacza znacznie więcej — odcięcie od internetu i całej infrastruktury komunikacyjnej. To nowy straszak XXI wieku, a 2025 rok dostarcza aż nadto przykładów, by traktować go poważnie.

Według danych organizacji Access Now, tylko w 2024 roku zanotowano 296 wymuszonych przez rządy odcięć internetu w 54 krajach. Ten rekord nie jest przypadkiem — coraz częściej blokady sieci służą jako narzędzie represji, mające uciszyć protesty i odciąć obywateli od informacji. Autorzy raportu nazywają to wprost: czarna taktyka wojny i zbiorowego karania.

Blackouty nie zawsze jednak mają podłoże polityczne. Wystarczy przypomnieć wydarzenia z 28 kwietnia 2025 roku na Półwyspie Iberyjskim. Awaria sieci energetycznej w Hiszpanii i Portugalii, spowodowana nałożeniem się kilku technicznych usterek, w ciągu pięciu sekund odcięła 15 gigawatów mocy — około 60 procent zapotrzebowania obu krajów. Efekt? Paraliż transportu, instytucji i całej komunikacji. Dane Cloudflare pokazują, że w Portugalii ruch internetowy spadł natychmiast o połowę, a w ciągu kilku godzin o 90 procent. Prędkości pobierania zmniejszyły się z 40 do 15 Mb/s, opóźnienia wzrosły z 20 do 50 milisekund. W Hiszpanii było podobnie.

W Rosji w pierwszej połowie 2025 roku blackouty stały się normą — czasowe wyłączenia sieci miały rzekomo uniemożliwić nawigację dronom. Liczba takich przerw sięgnęła tysięcy, a mieszkańców zachęcano do przygotowania się i życie offline. To przykład, jak łatwo władza może przekształcić tymczasową awarię w stały element polityki bezpieczeństwa.

Do tego dochodzą zagrożenia naturalne. Naukowcy symulujący potężną burzę słoneczną, zdolną wywołać globalny internet apocalypse, wskazują, że czas reakcji w kryzysie wynosiłby zaledwie pół godziny. A poziom przygotowania — zarówno administracji, jak i obywateli — jest wciąż dramatycznie niski. Musimy edukować nie tylko instytucje, ale i ogół społeczeństwa — alarmują eksperci.

Sir Oliver Letwin, były brytyjski minister, komentując kwietniowe blackouty w Hiszpanii i Portugalii, ostrzegł, że nasza infrastruktura jest krucha, a poważniejsza awaria mogłaby trwać nie jeden dzień, lecz pięć. Wskazał na konieczność budowy zapasowych źródeł energii, procedur awaryjnych, przechowywania danych offline i posiadania analogowych narzędzi — choćby map papierowych.

Świat musi być przygotowany na to, że blackouty będą się zdarzać częściej, a ich skutki mogą obejmować całe państwa, a nawet kontynenty. Potrzebne są nie tylko rezerwy techniczne, ale też jasne, przetestowane procedury działania — od poziomu lokalnej administracji, po systemy międzynarodowej koordynacji. Kluczowe jest inwestowanie w redundantną infrastrukturę, niezależne źródła energii oraz systemy komunikacji odporne na zakłócenia. Tylko wtedy cyfrowa gospodarka i bezpieczeństwo publiczne przetrwają moment, gdy globalna sieć zgaśnie.

Współczesny internet to nie luksus — to fundament gospodarki, bezpieczeństwa i życia społecznego. A jednak coraz wyraźniej widać, że jego ciągłość jest krucha. Odcięcie łączności nie jest już abstrakcją, ale realnym scenariuszem, którego skutki mogą być równie dotkliwe jak przerwy w dostawach wody czy energii. Nie chodzi o to, by żyć w stanie ciągłego lęku, lecz o to, by przygotować się na moment, gdy linia, która łączy nas z resztą świata, zostanie przecięta. Bo ten, kto kontroluje łączność, kontroluje także narrację.

Czytaj także:

Michał Koch
Michał Koch
Dziennikarz i researcher. Tworzy teksty o najnowszych technologiach, 5G, cyberbezpieczeństwie i polskiej branży telekomunikacyjnej.

przeczytaj najnowszy numer isporfessional

Najnowsze