Powszechną chorobą społeczną jest dziś bezrefleksyjne i nadmierne udostępnianie w internecie informacji o sobie i innych. Korzystają z tego także rekruterzy, pracodawcy, a także urzędnicy skarbowi. Nie zawsze w sposób, który nas cieszy.
– Kierując się temperamentem, wygodą czy egocentryzmem bez opamiętania korzystamy z dobrodziejstw internetu, a walczyć o ochronę swojej prywatności chcemy, kiedy jest już za późno – mówi Marcin Zemła, pełnomocnik ds. bezpieczeństwa z ramienia Projektu MdS. – Naruszenie prywatności to dziś nie tylko przekleństwo celebrytów.
– Dodajmy, że warto zdefiniować i zrozumieć owo umocowane konstytucyjnie dobro osobiste każdej osoby – wtrąca Patrycja Hładoń, audytorka i researcherka współpracująca z ramienia Informatics Sp. z o.o. z Projektem MdS. – Idąc za orzecznictwem, prawo do prywatności oznacza prawo do samodzielnego decydowania o ujawnianiu innym informacji dotyczących mojej osoby, a także prawo do sprawowania kontroli nad takimi informacjami, jeśli znajdują się w posiadaniu innych podmiotów. Niestety, dzisiaj, możemy pojawić się np. na rolce kogoś w sieci nic na ten temat nie wiedząc, a nawet jeśli wiemy, bo akurat sami publikujemy post, to w żaden sposób nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć podanej informacji tak, żeby nie została wykorzystana przez kogoś bez naszej woli i wiedzy. Choć brzmi to jak wytarty slogan w internecie nic nie ginie. To bezdyskusyjny fakt.
Dodajmy, ze każda taka informacja o nas może zostać wykorzystana w zupełnie nieoczekiwany przez nas sposób.
Wielki Brat patrzy
– Krajowa Administracja Skarbowa, przeglądając zdjęcia i ogłoszenia, szuka dziś informacji o osobach, które nie płacą podatków, zaniżają ich wysokość lub prowadzą działalność gospodarczą bez rejestracji – opowiada Marcin Zemła. – W sieci krąży przykład przedsiębiorcy świadczącego usługi związane z samochodami, który reklamował swoją działalność, chwaląc się wynikami swojej pracy. Publikowane przez niego zdjęcia były na tyle dokładne, że fiskus ustalił właścicieli samochodów i wzywał ich kolejno do złożenia wyjaśnień na temat wysokości kwoty za usługę i potwierdzenia, czy otrzymali paragon.
Działo się to – dodajmy – zgodnie z przepisami. Pozwalają na to art. 180 par. 1 i art. 181 ordynacji podatkowej. Zgodnie z ich treścią dowodami w postępowaniu skarbowym może być wszystko, co przyczyni się do wyjaśnienia sprawy, a nie jest sprzeczne z prawem. Wydruki postów z mediów społecznościowych zatem również mogą być dowodem w sprawie.
– W tym przypadku przedsiębiorca był sam sobie winien – podsumowuje Patrycja Hładoń. – Nie dochował obowiązków podatkowych, upublicznił materiały na ten temat i pozwolił im żyć własnym życiem. Potwierdza to orzecznictwo, które przyznaje rację skarbówce, w tym prawomocny wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Łodzi z 15 grudnia 2022 r. (sygn. I SA/Łd 663/22) w podobnej sprawie. Pewna przedsiębiorczyni wykazała tam 47 tys. zł straty, a na Facebooku prowadziła akcje reklamowe oparte na zrealizowanych usługach, których nie wykazała w przychodach. Jest jeszcze prawomocny wyrok z 13 stycznia 2022 r. (sygn. I SA/Go 387/21) przed WSA w Gorzowie Wielkopolskim dotyczący sytuacji, w której przedsiębiorca nie wykazywał w przychodach handlu prowadzonego za pośrednictwem Facebooka.
Rzeczniczka prasowa szefa Krajowej Administracji Skarbowej, Justyna Pasieczyńska podkreśla w wywiadach, że KAS regularnie sprawdza także informacje o podatnikach na portalach zajmujących się sprzedażą przez internet. Jak się okazuje nie musimy się wcale bardzo starać by przyciągnąć uwagę fiskusa.
Więcej informacji dla skarbowej administracji
Przyszłość zmieni się z korzyścią dla urzędników, którzy otrzymają od ustawodawców i rządu kolejne narzędzia kontroli. Już na początku 2024 r. operatorzy platform sprzedażowych będą przekazać szefowi Krajowej Administracji Skarbowej dane o osobach, które handlują za pośrednictwem tych platform. Raportowanie ma objąć wszystkich, którzy dokonują ponad 30 transakcji rocznie lub na łączną kwotę ponad 2 tys. euro. Takie zmiany, wynikające z unijnej dyrektywy DAC7, ma wprowadzić nowelizacja ustawy o wymianie informacji podatkowych z innymi państwami.
Zgodnie z projektem, skarbówka pozna informacje nie tylko o użytkownikach popularnych platform sprzedażowych, jak np. Allegro, OLX, Vinted czy Amazon. Raportowaniem będą objęte również platformy, które umożliwiają świadczenia usług najmu nieruchomości czy środków transportu, np. samochodów.
Wszystko po to, aby urzędy skarbowe mogły zweryfikować, czy sprzedający wywiązują się z obowiązków podatkowych. Operatorów tych platform do przekazania danych motywować będą pięciomilionowe kary finansowe.
Pokazuj mniej
Podatki oczywiście należy płacić, a kłamstwo ma krótkie nogi, niemniej powyższe przykłady przypominają także o tym, że istnieją sposoby na zwiększenie prywatności w sieci. Najważniejszy z nich to: nie chwal się przed nikim tym, co chcesz przed kimś ukryć.
– Pamiętajmy, że niezależnie od tego, gdzie opublikujemy materiały i w jakiej formie (prywatnie czy publicznie), wszystko może zostać upublicznione – podkreśla Patrycja Hładoń. – Każdy, choćby tylko znajomy na Fabebooku czy followers na Instagramie może skopiować publikowane przez nas zdjęcia, filmy, materiały. Wygląda na to, że choć spokój i poufność w sferze prywatnej nas kuszą, prawo do prywatności cieszy, kiedy jest nam to na rękę, to rozgłos na zewnątrz i ciekawość ludzi często traktujemy jako najlepszą formę reklamy i zaspokojenie potrzeb ego.
– Wszystko wskazuje na to, że chcąc zapewnić sobie bezpieczeństwo w sieci, w tym w mediach społecznościowych, musimy sami o to zadbać, zarówno od strony technicznej (w ustawieniach), jak i samodzielnie za sprawą udostępnianych treści – uzupełnia ze strony praktycznej Marcin Zemła. – Publikując informacje o sobie należy zawsze pamiętać, że potencjalny dostęp do nich mają wszyscy. Nie tylko nasi znajomi, na których chcemy wywrzeć wrażenie, ale również pracownicy Urzędu Skarbowego czy konkurencyjnej firmy. Jeśli to kogoś nie przekonuje, to można jeszcze wspomnieć przestępców, którzy nie tylko czekają na informację, że wyjechaliśmy na wakacje, ale łowią również amatorów sharentingu.
– Przysłuchując się opiniom – zauważa Patrycja Hładoń – widać, że pod wpływem ostatnich informacji ludzie podzielili się na dwie grupy. Tych, co chwalą się czym popadnie i niech mnie ścigają, powodzenia życzę oraz takich, którzy deklarują: nie mam żadnych kont społecznościowych, bo już u mnie w pracy przybili się, że sprawdzają po zdjęciach, co pracownik robi. Niestety, walka toczy się już nie tylko o portale społecznościowe. Nasz niezacieralny ślad w sieci rośnie.
Czytaj także: