Z nadzieją czekałem na ekranizację sagi o wiedźminie Sapkowskiego, którą zapowiedział Netflix ustami uznanego animatora Tomasza Bagińskiego. Adaptacja wyszła bardzo słabo. Czekałem też na Pierścienie Władzy od Amazona, który miał przeznaczyć miliony na każdy odcinek. Otrzymałem jednak fanfik. Teraz oglądam The Last Of Us na HBO Max, bardzo dobrą historię, którą twórcy postanowili przenieść na ekran prawie w wersji 1:1. Czemu więc Netflix i Amazon zawiodły?
Fanfik (ang. fan fiction) to dzieło literackie, tworzone przez fanów danego uniwersum, które wykorzystuje postaci i miejsca tego utworu, ale dopisuje nową, najczęściej nieoficjalną, historię. I Wiedźmina, i Pierścienie Władzy wkładam do szuflady z opisem fanfik, gdyż oprócz nazwy te seriale często nie oferują nic zbliżonego do literackich (filmowych w przypadku Pierścieni Władzy, które kurczowo trzymają się stylistyki trylogii Władcy Pierścieni przygotowanej przez Petera Jacksona dwie dekady temu) pierwowzorów.
Oczywiście rozumiem, że każda adaptacja rządzi się swoimi prawami, a często jedynym wyjściem jest skracanie lub wycinanie mniej istotnych wątków opowieści. Jednak istnieją też bardzo ważne zasady, które odróżniają dobre adaptacje od tych złych. Praktycznie wszystkie fikcyjne światy wykreowane przez ludzi mają własny ethos (zasady nim rządzące), topos (przewodni wątek opowieści) i mythos (własną mitologię). Peter Jackson przenosząc na wielkie ekrany Władcę Pierścieni, czuł te wartości doskonale. Amazon natomiast większość z nich porzucił, a tymi, które pozostawił, zarządza z gracją słonia (fani Tolkiena mogliby tutaj krzyknąć, że mûmakila) w składzie porcelany.
Przed premierą pierwszego sezonu Wiedźmina również słyszeliśmy szereg wzniosłych zapowiedzi, że serial będzie z namaszczeniem spoglądał w stronę książek Sapkowskiego, a Tomasz Bagiński ma pełnić funkcję przewodnika po tym świecie dla showrunnerów i scenarzystów z Ameryki, by dało się dokonać transkrypcji tego specyficznego – momentami słowiańskiego – klimatu pierwowzoru. Skończyło się na słowach, a finalny efekt ma więcej wspólnego z dziełami pokroju Xeny: Wojowniczej Księżniczki niż z poważnym dark fantasy. Gwoździem do trumny było odejście Henry’ego Cavilla, czyli protagonisty wiedźmina Geralta, który – według przecieków z planu – miał dość lekceważącego stosunku twórców do materiału źródłowego.
Pod koniec 2022 roku na Netfliksie zadebiutował jeszcze słabiutki spin-off (nowy produkt, powstały na bazie drugoplanowych postaci i wątków z dzieła oryginalnego), czyli Wiedźmin: Rodowód Krwi. Tego tworu nie oszczędzili już zarówno krytycy, jak i sami fani, a do prasy wyciekły informacje o kłopotliwej produkcji serialu, który przed ostateczną premierą został przemontowany, gdyż poprzednia iteracja była jeszcze gorsza. Rodowód Krwi został nawet okrzyknięty najgorszym serialem w historii Netfliksa.
The Last Of Us (w momencie, gdy piszę te słowa, na platformie streamingowej HBO dostępne są trzy odcinki produkcji) zbiera natomiast bardzo dobre recenzje. I chociaż część publiki zarzuca HBO brak kreatywności – niektóre sceny są żywcem wyjęte z gry komputerowej, na podstawie której powstała ekranizacja – to jest to jednak półprawda, a najnowszy odcinek pokazuje, że można zrobić angażującą historię, przy jednoczesnej zmianie niektórych elementów historii. Potwierdza to tylko regułę, że całkowite oderwanie się od zasad ethosu, toposu oraz mythosu prowadzi do porażki.
Chyba najważniejszą przyczyną miałkości najnowszych produkcji rozrywkowych jest to, że współczesną popkulturą rządzą miliardowe korporacje, których metody działania stoją w sprzeczności do kreatywności twórców fantasy, a jednocześnie to właśnie te przedsiębiorstwa mają zasoby pieniężne, by kupować prawa do adaptacji. Przecież nie od dziś wiadomo, że właściciel Amazona Jeff Bezos marzył o własnej superprodukcji serialowej, a świat Władcy Pierścieni nadawał się do tego idealnie (inną sprawą jest to, że Amazon nabył prawa tylko do części historii Tolkiena, przez co wielokrotnie musi stosować sztuczki narracyjne, by fabuła miała w ogóle sens). Nawet Disney, który wprowadził serialowe kreowanie narracji do świata filmu pełnometrażowego, przyznał, że przeszarżował z produkcjami spod znaku Marvela, więc twórcy otrzymali polecenie by skupić się teraz na jakości tworzonych dzieł. Korporacyjny etos pracy i skomplikowany system decyzyjności na pewno nie pomaga w kreowaniu porywających wizji filmowych.
W jednym z wywiadów Tomasz Bagiński przyznał, że netfliksowy Wiedźmin robiony jest też z myślą o nowoczesnym odbiorcy, który otoczony w domu ekranami nie ma możliwości skupienia uwagi na dłużej. Podczas tamtej rozmowy Bagiński kreślił nawet wizje upadku linearnego opowiadania fabuły, gdyż ludzie obecnie przyzwyczajeni są do błyskawiczności. Stąd w Wiedźminie brak spójnej historii, a całość ogląda się niczym teledysk. Kłam teorii o widzu, który jest przebodźcowany kontentem kładzie właśnie The Last Of Us. W tym serialu intryga dzieje się niespiesznie, a to sprawia, że możemy uwierzyć w świat przedstawiony i polubić bohaterów na ekranie.
Kalendarz serialowych premier jest przeładowany, a codziennie dowiadujemy się o kolejnych. Z tym, że czas życia współczesnego serialu jest relatywnie krótki, w samym 2022 r. pożegnaliśmy się z ponad setką z nich. Rozrywka wideo została zatem sprowadzona do formuły zobacz-zapomnij. Naturalnymi sojusznikami nowych produkcji powinni być fani danej historii, ale w przypadku, gdy producenci i scenarzyści dokonują kluczowych odstęp w odniesieniu do kanonu, również entuzjaści tracą swój zapał.
Widza z Polski na pewno zaciekawi fakt, że zapowiedziano nową wersję Znachora, na podstawie powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Czy ponowna adaptacja historii profesora Wilczura się obroni? Trzymam kciuki, chociaż jestem pełen obaw.
Walka o udziały na rynku streamingowym łatwa nie jest. Platform z kontentem jest dużo – być może za dużo – a każda wytwórnia preferuje własną. Poszukując zysków, Netflix zapowiedział subskrypcje użytkowników z reklamami, a także zakaz współdzielenia konta. Jednocześnie firma oferuje coraz bardziej mierny kontent. Pozostaje tylko czekać, aż sami subskrybenci usługi się zorientują. Ja mogę tylko przestrzec przed oglądaniem Wiedźmina i Pierścieni Władzy. Szkoda na to czasu, lepiej sięgnąć po książki. Polecić mogę natomiast The Last Of Us – ten serial to w świecie słabych adaptacji ekwiwalent jakości i dobrego scenariusza.