Thomas Jefferson, Aleksander III Macedoński, Arystoteles, Abraham Lincoln, Napoleon Bonaparte, Jezus Chrystus. To tylko kilka przykładów postaci historycznych o imponujących dokonaniach, budujących narody oraz tworzących imperia. Do tego grona z pewnością chciałby dołączyć Mark Zuckerberg, twórca Facebooka. Jest to jednak mrzonka. Szkoda tylko, że w ramach spełniania chorych ambicji, rykoszetem obrywamy wszyscy.
Meta, czyli spółka zarządzająca Facebookiem, zarobiła w 2022 roku 116,6 mld USD (majątek Zuckerberga wyceniany jest na 69 mld USD – zapewne więcej niż kiedykolwiek posiadały łącznie wszystkie wymienione przeze mnie powyżej postaci). Kwestią czasu było, gdy założyciel Facebooka zacznie realizować każdy – nawet najdurniejszy – pomysł, który przyjdzie mu do głowy. Wszyscy pamiętamy, gdy miliarder Jeff Bezos wymarzył sobie lot w kosmos. I poleciał. Dla wielu mógłby już nie wracać. Mark Zuckerberg miał inne marzenie: przenieść wszystkich do cyberprzestrzeni.
Metaverse okazało się potwornym niewypałem, stertą pomysłów tak głupich, że aż intrygujących. W Mecie wymyślono, że po co tracić czas na dojazdy do pracy, gdy wszyscy możemy przecież logować się do cyberprzestrzeni za pomocą wirtualnych awatarów. Wszyscy, z wyjątkiem pracowników Mety, którzy, jak się później okazało, zostali wezwani do powrotu do biur, by stamtąd logować się do Metaverse. Jak natomiast ludzie zareagowali na wirtualną przestrzeń? Wszyscy zainteresowani, czyli jakieś trzy osoby, zalogowali się, pokręcili po pustych przestrzeniach, zorientowali się, że ich awatary nie mają nóg, po czym wylogowali i poszli na prawdziwy spacer. Co zrobili pracownicy Mety, by poprawić program? Wzruszyli ramionami i poszli grać w CS-a. Co zrobił Mark? Zapewne się rozpłakał.
Warto wspomnieć, że Krzemowa Dolina jest domem dla kilku innych, ekhm, marzycieli-filantropów. Wynalazca Elon Musk, któremu zawdzięczamy takie imperia jak SpaceX oraz Tesla, zajęty jest teraz nową zabawką, Twitterem (znanym od niedawna jako X), którego kupił za nie bagatela 44 mld USD. Cóż to jest dla takiego wizjonera!
Twitter (przepraszam, chodziło mi o X) miał powrócić do korzeni. Znowu stać się przestrzenią wymiany informacji oraz błyskotliwych myśli, a także miejscem pozbawionym uprzedzeń związanych z reprezentowanymi poglądami politycznymi. Na portal powrócili znani i lubiany twórcy treści, tacy jak Donald Trump. Ależ radość, wszystkim brakowało mądrości perorowanych przez tego wspaniałego człowieka. Żarty jednak na bok, bo Musk poszedł o krok dalej i ogłosił, że każdy — powtarzam każdy — kto zostanie zwolniony z pracy przez napisanie lub polubienie jakiegokolwiek posta na Twitt… to znaczy na X, dostanie od niego pełne pokrycie kosztów sądowych. W tym samym czasie Musk pozwał kancelarię prawniczą Wachtell, Lipton, Rosen & Katz — która reprezentowała go podczas transakcji zakupu ćwierkającej platformy social mediowej — na 90 mln USD za wykorzystanie klienta. Wynalazca jest zdania, że prawnicy nie wykazali się profesjonalizmem, a także byli skorumpowani. Wszystko może przeszłoby bez echa, ale Musk oczywiście wszędzie rozgłasza, że został przez prawników Wachtell, Lipton, Rosen & Katz bezwzględnie wykorzystany.
Było kwestią czasu, gdy wyżej wspomniani panowie Zuckerberg i Musk, samce alfa w swoich plemionach, rzucą się sobie do gardeł. W lipcu br., gdy świat obiegła informacja, że mają się pojedynkować na pięści, od razu pobiegłem po popcorn. Nie ma nic śmieszniejszego niż dwójka miliarderów, którzy publicznie robią z siebie idiotów (rozrywka niskich lotów, wiem). I chociaż potem trochę o pojedynku wszech czasów ucichło, to jednak Musk w social mediach co jakiś czas informuje, że codziennie podnosi ciężary (oczywiście ze względu na brak czasu robi to w biurze), przygotowując się do pojedynku. Twórca Tesli dodał też, całkowicie niepotrzebnie zresztą (czyli dokładnie jak to ma w zwyczaju), że walka to cywilizowana forma wojny. A więc to tak, nadszedł moment wojen pomiędzy korporacyjnymi imperiami. Całe szczęście, że panowie zdecydowali się na szlachetną i honorową formę pojedynku, zamiast oblężenia siedziby wrogiej firmy. Zastanawia natomiast fakt, kiedy pracownicy Mety i Twittera (miałem na myśli X) zostaną wezwani do broni w ramach pospolitego ruszenia. Warto jeszcze dodać, że Zuckerberg zaproponował, aby walka odbyła się 26 sierpnia.
Szkoda tylko, że świat obecnie mierzy się z prawdziwymi problemami – wojną w Ukrainie, trwającym kryzysem ekonomicznym, skutkami zmian klimatycznych etc. – a dwójka z najbogatszych ludzi na planecie zajmuje się sobą nawzajem.
Mam zatem propozycję dla Marka i Elona. Zamiast walczyć w klatkach, powinni zacząć obrzucać się odchodami. Byliby zdecydowanie bliżej klimatu panującego w social mediach.
Czytaj więcej: