Minister Cyfryzacji Krzysztof Gawkowski w pełnych energii i zgrabnej retoryki wypowiedziach regularnie porusza ważne tematy. Ba! Nieraz proponuje nawet ich szybkie i skuteczne rozwiązanie. Na konferencjach i w mediach jawi się nieraz jako rycerz na białym jednorożcu, który przybył i skutecznie rozwiązuje kolejne cyfrowe problemy. Gdy jednak sprawdzić dokąd te utrudzone zwierzęta rzeczywiście dojechały, co już zostało wprowadzone i usprawnione, dojść można do wniosku, że rycerz w zbroi paradnej wygląda wprawdzie zacnie, ale niewiele spraw rozwiązuje, a róg jednorożca doklejony jest taśmą do czoła chabety.
Metafora z jednorożcem nie wzięła się znikąd. Pierwszego – niezwykle inspirującego i budującego na duchu -wystąpienia ministra cyfryzacji na żywo, wysłuchałem jesienią 2024 roku podczas Europejskiego Forum Nowych Idei. Konkretną, zapowiedzianą przez niego wówczas, propozycją rządu miało być stworzenie funduszu na rzecz rozwoju sztucznej inteligencji, który miał pomóc narodzić się polskim jednorożcom, czyli start-upom, których wartość w stosunkowo krótkim czasie wyceniana będzie na miliard dolarów. Musimy być przy tym gotowi na to, że nie wszystkie zainwestowane pieniądze przyniosą zwrot, liczy się jednak kapitalizacja tego, co będzie sukcesem – podkreślał Krzysztof Gawkowski, podnosząc także, że konieczna jest do tego także zmiana urzędniczej mentalności. – Podejmiemy ryzyka. To niezbędne w cyfryzacji – zapowiadał.
Minął niemal rok i żadne jednorożce się nie pojawiły, nie brykają po łąkach i nic nie wiadomo mi o tym by były choć inkubowane. Pewne rozwiązania bazujące na sztucznej inteligencji rozwijane są prawdzie w ramach ścieżki SMART programu Fundusze Europejskie dla Nowoczesnej Gospodarki (FENG), ale nie tylko tego oczekiwałem po szumnych i entuzjastycznych deklaracjach z EFNI.
Paladyn cyberbezpieczeństwa
Muszę też jasno wskazać, że przez dobrych kilka miesięcy po wystąpieniu dotyczącego start-upów w ogóle o nich nie myślałem. Minister z pasją zajmował się wówczas ustawą o krajowym systemie cyberbezpieczeńśtwa. Słyszeliśmy wówczas wszyscy, że Ministerstwo Cyfryzacji zakończyło prace nad projektem ustawy o zmianie ustawy o KSC. Miała ona trafić do Sejmu pod koniec roku i wprowadzić – tak potrzebne – modyfikacje w zarządzaniu bezpieczeństwem cyfrowym w kraju. To milowy krok w zapewnieniu bezpieczeństwa cyfrowego naszego kraju. Nowa ustawa o KSC stworzy ramy prawne, które pozwolą jeszcze lepiej chronić strategiczne sektory przed atakami w sieci, a także wzmocnić mechanizmy nadzoru i kontroli. Jestem pewien, że nowe przepisy szybko przełożą się na wzrost poziomu bezpieczeństwa i lepszą ochronę naszych obywateli oraz kluczowych sektorów gospodarki – mówił w podniosłym tonie nasz paladyn o tarczy, która już wkrótce miała nas lepiej chronić.
Co więcej – w ramach retorycznego galopu – Krzysztof Gawkowski stwierdził niedługo później, że: jeśli ktoś jest przeciwko KSC w wydaniu, które proponujemy, dopuszcza się cyfrowej zdrady stanu. Jak pisałem wówczas w naszym Newsletterze, gdy brakuje nam argumentów lub gdy widzimy, że przeciwnik ma mocniejsze, należy zaatakować go osobiście. Wiemy to od Schopenhauera. Porzucamy więc wówczas prawdziwy przedmiot sporu i używamy słów obraźliwych. Tak właśnie postrzegałem wypowiedź ministra. A czym różni się zwykła zdrada stanu od cyfrowej? Tym, że ta pierwsza jest zbrodnią opisaną w Kodeksie karnym, a druga nieodpowiedzialną i na wyrost zbudowaną figurą retoryczną.
Rok później nadal nie mamy tej ustawy, zaś eksperci z z niepokojem podnoszą, że projekt puchnie w oczach. Pozostaje mieć nadzieję, że nie pośmiertnie.
Cyfrowy Robin Hood
Nie jest też tajemnicą, że wielu spośród małych i średnich przedsiębiorców telekomunikacyjnych uważa, że obciążenia, jakie zostaną na nich nałożone po wdrożeniu nowelizacji KSC, są po prostu nadmierne. Pisaliśmy już o tym nieraz. Zapewne więc częściej wracalibyśmy do tematu, gdyby nie kolejny retoryczny zwrot akcji ministra Gawkowskiego. Tym razem w stronę BigTechów i podatku cyfrowego, którym powinny zostać obłożone.
Na fali tej szarży usłyszeliśmy między innymi, że: niepłacenie podatku cyfrowego przez wielkie korporacje to w praktyce okradanie polskich obywateli z ich pieniędzy. oraz niezwykle stanowcze: To konieczność, nie odpuszczę!
Jeszcze niedawno, tocząc naszą wewnątrzredakcyjną dyskusję, nie mieliśmy wątpliwości, że podatek cyfrowy będzie obecny w debacie publicznej przynajmniej do końca roku. Spodziewaliśmy się spotów, konferencji, wywiadów, a nawet zapowiadanego projektu ustawy, czyli ogólnego show.
Oczywiście ostatecznie mogło to skończyć się jak zawsze: projekt w gnijący sejmowej szufladzie (skoro nie ma zamrażarki to szybciej się psują), a potem wietrzenie zapachu i zapomnienie. To klasyk polskiej polityki – wielkie zapowiedzi, które umierają w ciszy.
Minister Gawkowski jednak nas zaskoczył. Błyskawicznie i to jeszcze w pyle bitwy o miliardy i sprawiedliwość dziejową, przesiadł się na innego konia i nagłe pogalopował retorycznie w nowym kierunku.
Czasy zaś, a konkretnie – naruszenie polskiej przestrzeni przez rosyjskie drony – same niejako podsunęły mu nowego rumaka. W ostatnich wypowiedziach minister powtarza – nośne i słuszne skądinąd – hasło, że potrzebujemy broni do walki z dezinformacją, tak samo mocnej jak konwencjonalna armia. Oczywiście, że potrzebujemy! Kryzys, jaki może wywołać panika związana wywołana kłamstwami zza wschodniej granicy to zagrożenie, którego nie należy lekceważyć.
Którędy na Giewont?
Zanim jednak ruszyłem za tym nowowzniesionym przed ministra sztandarem, naszła mnie chwila refleksji. Pojawiły się pytania: Gdzie nasze obiecane jednorożce? Gdzie nasza tarcza? Gdzie pieniądze od okradających nas koncernów? Gdzie złoty róg? I najważniejsze chyba: Czy jeśli o to pytam to jestem już zdrajcą cyfrowym? Przecież wszystko co mówił jest prawdą – potrzebujemy broni do walki z rosyjską propagandą, cyberbezpieczeństwa, pieniędzy z podatku cyfrowego, jednorożców…
Przede wszystkim jednak – odpowiedziałem sobie – nie potrzebujemy bajek, ale kogoś, kto skutecznie doprowadza sprawy do końca. I nie jestem już pewien, czy na czele resortu mamy do tego odpowiedniego człowieka. Może czas przebudzić innego śpiącego rycerza?