Krzysztof Kołodziej w Grupie MiŚOT głównie zajmuje się tym, by Kameleon TV– misiotowa telewizja – była warta zainteresowania, czyli posiadała bogatą ofertę, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Pisze też dla ISPortalu teksty związane z telewizją, w których wyjaśnia różne zawiłości telewizyjne czy zasady, które obowiązują w tym medium. Ale oprócz tego wszystkiego ma jeszcze interesujące hobby, o którym sam opowie.
Klaudia Wojciechowska: Współpraca z Grupa MiŚOT – na czym ona polega w Twoim przypadku i jakie zadania wykonujesz?
Krzysztof Kołodziej: Moje główne zadanie to pozyskanie kanałów telewizyjnych do Kameleona. Pomagam Pawłowi Białasowi w kontaktach z nadawcami, negocjacjach, układaniu kanałów w pakiety. To jest bardzo trudne zadanie, bo projekt nie jest typowy. Staramy się wprowadzić nowatorskie rozwiązania, a to z kolei bywa drogą przez mękę.
Chcielibyśmy uprościć niepotrzebnie skomplikowane zależności a jesteśmy traktowani jako Ci, którzy komplikują. Nadawcy mają też swoje ograniczenia, które musimy uwzględnić.
KW: Jak wyglądały początki Twojego zainteresowania telewizją? Skąd w ogóle takie zainteresowanie? Czy telewizja nadal fascynuje?
Krzysztof Kołodziej: Moja pierwsza miłość to radio. Przez lata byłem dziennikarzem w radiu Eska i RMF. Później zarządzałem stacjami radiowymi. Do biznesu telewizyjnego trafiłem przypadkiem i tak to już trwa 18 lat. Prawdę mówiąc telewizja nie jest moją pasją. Zwłaszcza jeśli popatrzeć na to ze strony produkcji telewizyjnej i układania ramówki.
Programy telewizyjne są jedynie przerwą w blokach reklamowych. Tego się nie da oglądać.
KW: Czy zatem telewizja w tradycyjnym rozumieniu ma w ogóle przyszłość?
Krzysztof Kołodziej: Kiedy patrzę na moje dzieci, to widzę, że taka telewizja nie ma żadnej przyszłości. One zupełnie nie są zainteresowane kanałami liniowymi. Wystarczy zapytać operatorów co generuje największy ruch w ich sieciach. Stawiam na Youtube.
Młode pokolenie inaczej „konsumuje” treści i reklamę. To, co ratuje telewizję to kanały informacyjne i sportowe, ale jak się okazuje sport też można sprzedawać bez kanałów, na dedykowanych platformach, a newsy na Youtube trafiają szybciej i zapewniają większą różnorodność i wolność poglądów. Dlatego też pojawiają się zakusy na cenzurowanie treści w internecie. Dla mnie wolność słowa jest ogromna wartością.
KW: Poza życiem zawodowym masz podobno nietypowe hobby. Słyszałam, że to strzelectwo sportowe. Nie jest to chyba powszechne, a może się mylę i strzelających jest więcej niż nam się wydaje?
Krzysztof Kołodziej: Strzelców sportowych jest zdecydowanie więcej niż nam się wydaje. Zainteresowanie wzrosło lawinowo po wybuchu pełnoskalowej wojny na Ukrainie. Na koniec 2023 roku przeszło 220 tysięcy Polaków posiadało prywatną broń. Moim zdaniem aktualnie przekracza ćwierć miliona.
Przy czym nie trzeba mieć prywatnej broni, aby uprawić strzelectwo.
Strzelać można z broni krótkiej lub długiej, statycznie lub dynamicznie i na różne dystanse. Można zostać snajperem albo biegać między przeszkodami na różnorodnych zawodach dynamicznych. Strzelanie może być ekonomiczne, kiedy używamy małego sportowego kalibru 22LR (niektórym znany jako kaliber KBKS), albo bardzo kosztowne przy amunicji snajperskiej. To jest sport wymagający dyscypliny, skupienia, precyzji i cierpliwości. Zachęcam wszystkich do wizyty na strzelnicy. Nie potrzebne są żadne pozwolenia i licencje, aby postrzelać i sprawdzić, czy nas to kręci.
KW: Skąd takie zainteresowanie i jak to wygląda na co dzień? Jak często trzeba udawać się na strzelnicę, żeby nie wyjść z wprawy?
Krzysztof Kołodziej: Najpierw jest ciekawość. Idziesz na strzelnicę postrzelać i albo łapiesz bakcyla albo nie. Czasami zachęcą znajomi a czasami jest inna motywacja. Może to być wojna na wschodzie, która spowodowała lawinowy przyrost wydawanych pozwoleń na broń.
Strzela się tyle ile się chce albo na ile portfel pozwala. Nabój najpopularniejszego kalibru broni krótkiej 9mm kosztuje około 2zł, ale np. 6,5CREEDMOOR do karabinu snajperskiego już od 10zł w górę.
Strzelcy sportowi muszą wyrobić roczne minimum startów w zawodach. To jest w praktyce kilka startów, w zależności od rodzaju broni z której się strzela. Aby nie „zardzewieć”, a może i poprawić wyniki dobrze jest pójść na strzelnice raz w miesiącu.


KW: Masz jakieś sukcesy w tej dziedzinie?
Krzysztof Kołodziej: Moim sukcesem jest chyba jedynie to, że potrafię obsłużyć większość dostępnych rodzajów broni, strzelać bezpiecznie, rozkładać, czyścić i składać. A jeśli na zawodach nie wyjdę z czarnego i zdobędę powyżej 90 punktów to jestem zadowolony. Czasami łapię się na podium, ale nie to jest najważniejsze.
Jeśli kogoś nie pasjonuje wąchanie prochu, to polecam wyprawy off-road. Najlepiej własną terenówką z namiotem dachowym, w towarzystwie sprawdzonych przyjaciół. To się nazywa wolność! Jedziesz, gdzie chcesz, dom masz na dachu i tylko wyobraźnia Cię ogranicza. A jeśli ktoś powie-nie mam terenówki to są firmy, które organizują takie wyjazdy i terenówkę można wypożyczyć. To była fajna opcja w czasie pandemii. Jazda po bezdrożach Gruzji, monastyry w Bułgarii, góry w Rumunii i dzika plaża w Chorwacji czekają na 4×4.
