TECHNOLOGIA · CYBERBEZPIECZEŃSTWO · BIZNES

Europa musi się po(d)liczyć

W raporcie „Rynek Telekomunikacyjny w Polsce. Trendy i perspektywy rozwoju” prof. Konrad Raczkowski stawia diagnozę, która nie brzmi optymistycznie. Stary Kontynent – pisze – ugrzązł w cyfrowym półśnie. Gospodarczo coraz bardziej odstajemy od USA i Chin, a w innowacjach, badaniach i rozwoju jesteśmy niczym biegacz, który zapomniał, że start już dawno ogłoszono.

Przedsiębiorstwa w Europie mają know how i tradycję inżynierską, ale brakuje skali, odwagi i spójności. Telekomunikacja, zamiast być dźwignią innowacji, coraz częściej staje się polem drobnych wojenek regulatorów i lokalnych graczy. W efekcie unijny rynek przypomina mozaikę ponad stu operatorów, z których większość obsługuje zaledwie kilka milionów klientów. Dla porównania – w Chinach jeden operator ma ich niemal pół miliarda. 

Pytanie powinno brzmieć: czy chcemy być podmiotem, czy przedmiotem w globalnej grze?

Europa, która została w tyle

Kiedy w Europie mówi o kopernikańskim przewrocie w telekomunikacji, ma na myśli coś więcej niż tylko nową falę inwestycji w światłowody i 5G. To zapowiedź zmiany paradygmatu: od deregulacji i lokalnej konkurencji  do centralizacji i budowania paneuropejskich championów zdolnych stawić czoła gigantom z USA i Chin. Dla tysięcy małych i średnich operatorów w Polsce, którzy przez ostatnie dwie dekady byli motorem rozwoju cyfrowej infrastruktury, to także sygnał ostrzegawczy.

Zachwyt nad rozdrobnieniem i lokalnością był pięknym snem liberalnej Europy początku wieku. Ale świat się zmienił. Dziś liczy się nie tylko to, by klient miał wybór między trzema ofertami internetu, ale by cała infrastruktura była odporna, zintegrowana i gotowa na skok technologiczny – od sztucznej inteligencji po internet rzeczy przemysłowych (IIoT).

Raczkowski przekonuje, że telekomunikacja jest dziś tym dla XXI wieku, czym stal i prąd były dla wieku XX – kręgosłupem suwerenności gospodarczej i bezpieczeństwa państw. Bez niej nie działa nic: od fabryk po administrację, od systemów energetycznych po obronne. A tymczasem w Europie każdy kraj nadal układa własne puzzle regulacyjne.

Dlatego coraz głośniej mówi się o potrzebie stworzenia paneuropejskiego rynku telekomunikacyjnego – z ujednoliconymi zasadami, wspólnym nadzorem i funduszami, które pozwolą na inwestycje w sieci nowej generacji. To miałby być powrót do idei integracji – tym razem cyfrowej.

Jednak w praktyce oznacza to przesunięcie ciężaru z setek lokalnych przedsiębiorstw, które budowały sieci w małych miastach i wsiach, na rzecz kilku potężnych struktur o zasięgu kontynentalnym.
Czy naprawdę chcemy, by europejska telekomunikacja stała się odbiciem sektora bankowego, z garstką zbyt dużych, by upaść i milionami klientów bez lokalnego kontaktu i elastyczności?

Polski rynek telekomunikacyjny jest jednym z najbardziej rozdrobnionych w Europie. Oprócz czterech ogólnokrajowych operatorów działa tu setki mniejszych dostawców internetu, często zrzeszonych w ramach Grupy MiŚOT. To właśnie oni doprowadzili światłowód do miejsc, gdzie jeszcze kilka lat temu nikt nie chciał inwestować. To oni budowali sieci z programów POPC, obsługiwali OSE, wspierali szkoły i małe gminy. Ich znajomość lokalnych potrzeb i szybkość reakcji stały się symbolem polskiej transformacji cyfrowej.

Championi czy przegrani?

Paradoks polega na tym, że w chwili, gdy świat dostrzega strategiczne znaczenie telekomunikacji, rynek, który faktycznie tę infrastrukturę stworzył, może zostać zepchnięty na margines w imię efektu skali.

Tymczasem model rozdrobniony ma jedną przewagę nad centralizacją: potrafi łączyć siłę i różnorodność. W świecie, gdzie elastyczność i szybkość reakcji są walutą innowacji, to często więcej warte niż sam rozmiar.

Bruksela chce budować championów, czyli europejskich gigantów zdolnych konkurować z amerykańskim AT&T, chińskim China Mobile czy koreańskim SK Telecom. Może jednak warto rozwijać sieci współpracy, wspólne platformy i modele federacyjne, które pozwalają małym graczom działać razem, zachowując niezależność?

Anna Streżyńska, dyrektorka Instytutu Łączności oraz była szefowa UKE, przyznaje: 

– Jakiekolwiek sztuczne kreowanie championów i wymuszanie konsolidacji byłoby zakłóceniem rynku, a tych zakłóceń ze strony władzy publicznej jest już po prostu za dużo. To powinny być decyzje biznesowe. Operatorów dotykają nowe regulacje i obciążenia.

Telekomunikacja była kiedyś narzędziem komunikacji. Dziś staje się narzędziem władzy. I choć nie wszyscy w Europie chcą to przyznać, bez silnych, nowoczesnych sieci nie będzie ani suwerenności cyfrowej, ani gospodarczej.

Dlatego warto, by w europejskich dyskusjach o integracji telekomunikacji pojawił się głos lokalny. Przypomnienie, że innowacja rodzi się na styku różnorodności, a nie w cieniu monopolu.

Może więc zamiast pytać, ilu operatorów potrzebuje Europa, warto zapytać: czy możemy jeszcze któregoś z nich stracić? 

Źródło: cyfrowa.rp.pl

Czytaj także:

Michał Koch
Michał Koch
Dziennikarz i researcher. Tworzy teksty o najnowszych technologiach, 5G, cyberbezpieczeństwie i polskiej branży telekomunikacyjnej.

przeczytaj najnowszy numer isporfessional

Najnowsze