Sezon wakacyjny trwa. Porzuciliśmy biura na rzecz piaszczystych plaż, górskich szlaków oraz pokojów hotelowych. Niech jednak podniesie rękę ten, kto nigdy nie pracował na wakacjach. Sprawdziliśmy zatem, jak w tym celu sprawdził się darmowy internet oferowany w hotelach.
W jednym z poprzednich felietonów poruszyłem temat połączenia z siecią, które umożliwia kolej w Polsce. Okazało się, że dostępne rozwiązania nie są idealne, różnią się jakością w zależności od położenia geograficznego i rodzaju przewoźnika. Podchodząc do sprawdzania internetu w hotelach, spodziewałem się, że wnioski będą podobne.
Przeglądając serwisy internetowe, które oferują rezerwację hotelu, już na wstępnie zauważymy, że obietnica darmowego dostępu do sieci pojawia się w 99 proc. z nich. To dobry znak, który pokazuje, że internet – przynajmniej w Europie – stał się czymś naturalnym. Powiedziałbym wręcz, że pojawia się jako udogodnienie częściej niż np. łazienka w pokoju. Czy jednak sama zapowiedź darmowego internetu wystarczy, aby być spokojnym, że w razie konieczności będziemy mogli skorzystać z hotelowego Wi-Fi, by popracować lub porozmawiać z rodziną na Skype?
Na przełomie roku odbyłem kilka podróży. Odwiedziłem kraje mi już dobre znane (UK, Hiszpania), ale wyruszyłem też na odkrywanie terra incognita (Norwegia, Włochy). Założeniem testu było sprawdzenie, czy oferowane połączenie z siecią umożliwi podstawową pracę biurową, a także – bo przecież stało się to już normą – rozmowy za pomocą komunikatorów wideo i pobieranie oraz wysyłanie dużych plików.
Tegoroczne wakacje we Włoszech podzieliłem na kilka etapów. W ciągu prawie dwóch tygodni przemieszczałem się pomiędzy hotelami w Bergamo, Ferrarze, Weronie oraz Wenecji, by na koniec zatrzymać się na dłużej w Adrii, tuż obok Morza Adriatyckiego. Cóż, nie mogę powiedzieć, żeby dostępne w hotelach (na potrzeby tekstu przyjąłem, że nie będę upubliczniał ich nazw) Wi-Fi było rewelacyjne. W mniejszych hotelach, a Italia ma ich zatrzęsienie, dostępny internet był raczej kiepski, bywało, że połączenie było zrywane, a w godzinach szczytu wygodne surfowanie po sieci możliwe było wyłącznie dzięki transferowi danych. Co ciekawe, podobne wnioski miałem po ubiegłorocznym pobycie w Hiszpanii.
Oslo przywitało mnie śniegiem, ale także uśmiechniętymi ludźmi, którzy zawsze służyli pomocą. Darmowy internet był m.in. w ultraszybkim pociągu z lotniska Gardermoen do centrum miasta. Po zameldowaniu się w hotelu, od razu podłączyłem się do hotelowego Wi-Fi. Potwierdziło się, że Norwegia jest w czołówce krajów, w których korzysta się z usług siecowych. Hotelowy internet był szybki, nie zrywał połączenia, a wysyłanie nawet dużych plików graficznych nie było wyzwaniem. Zresztą spacerując po Oslo, szybko przekonamy się, że mieszkańcy w dużej mierze korzystają z dobrodziejstwa cyfryzacji, są także liderami w dziedzinie płatności bezgotówkowych w Europie. Bardzo szybki internet oferowało też muzeum Muncha – tam po podłączeniu się do Wi-Fi można korzystać z dodatkowych informacji edukacyjnych, będących integralną częścią muzeum.
Złego słowa nie mogę powiedzieć też na internet w hotelach w Wielkiej Brytanii. Zarówno mały motel w Londynie, jak i duży sieciowy hotel w Manchesterze zapewniły świetne Wi-Fi. Za potwierdzenie tych słów niech wystarczy, że poniższy felieton powstał wyłącznie dzięki korzystaniu z hotelowego internetu.
Na zakończenie jeszcze wspomnienie Lokalnego Zjazdu MiŚOT w Wiśle. Ogrom pracy organizatorów, ale także redakcji ISPortal.pl (z wydarzenia prowadziliśmy relację live tutaj) wymagał stabilnego i szybkiego internetu. Z mojej perspektywy przyznam, że korzystanie z tamtejszego Wi-Fi było przyjemnością, nawet wysłanie na serwer kilkuset zdjęć w wysokiej rozdzielczości nie stanowiło większego problemu.
Wnioski? Internet jest już standardem, chociaż nie wszędzie oferowane połączenie jest wystarczające, by w komfortowy sposób wykonywać obowiązki służbowe. Jednak takich miejsc jest już coraz mniej, co niejednokrotnie może uratować nam skórę, gdy pojawi się pilna potrzeba podłączenia do internetu. Niemniej pamiętajmy, że odpoczynek – a nawet chwilowe odcięcie się od sieci – to coś niezbędnego.