Po wyborach prezydenckich na Białorusi pojawiły się obawy, że może nastąpić w tym kraju całkowita blokada internetu. Okazuje się też, że obecność na polskim rynku wielu małych i średnich operatorów telekomunikacyjnych sprawia, że internet jest bezpieczniejszy i bardziej odporny na ataki i ewentualne zapędy ewentualnych dyktatorów.
Białoruska telewizja Belsat poinformowała o problemach z ograniczeniem internetu. Zaczęło się od nałożenia blokady IP na serwis Zubr.in, który pełni rolę autonomicznego monitora elekcji. Pojawiły się też problemy z przesyłaniem plików poprzez komunikator Telegram bez proxy, a usługi typu VPN i popularne serwisy takie jak Google czy Facebook wyraźnie zwolniły. Ograniczone zostały również połączenia szerokopasmowe świadczone przez krajowego operatora, firmę Beltelecom.
Jak się technicznie “wyłącza internet”? Czy to w ogóle możliwe?
Tak. Można wyłączyć sprzęt transmisyjny, routery, serwery DNS, całe obiekty data center i tak dalej. Jeśli całość infrastruktury należy do jednego kontrolowanego przez dane państwo podmiotu, jest to stosunkowo łatwe.
Czyli prezydent Aleksander Łukaszenka rzeczywiście może mieć na biurku “wyłącznik internetu”?
Umownie i w poważnym uproszczeniu, ale możemy uznać, że tak.
Czy to jest możliwe także w innych krajach?
Państwa demokracji zachodniej przestrzegają określonych standardów i opierają się na stabilnym systemie prawa, działa w nich przynajmniej kilku konkurencyjnych operatorów. Każdy z nich ma praktycznie niezależną infrastrukturę i utrzymuje styki z zagranicznymi operatorami. Wyłączenie umownego operatora narodowego niewiele zmieni. Nie przypominam sobie żeby jakikolwiek cywilizowany kraj kiedykolwiek straszył opinię publiczną interwencją w ten zakres swobód obywatelskich.
Podobnie jest także w Polsce?
Dzięki MiŚOT-om mamy chyba największe rozproszenie rynku w Europie. Natychmiastowa interwencja jest tu więc jeszcze trudniejsza, a praktycznie wręcz niemożliwa.
Czy ma to także przełożenie na awarie i cyberataki?
Oczywiście. Trudniej jest zaatakować wszystkie podmioty na rynku na raz. Cyberprzestępcy sięgają jednak po coraz bardziej zaawansowane metody działania i działają na coraz szerszą skalę. Czasem też wystarczy atak na infrastrukturę jednej firmy żeby użytkownicy końcowi odczuwali tzw. brak internetu. Jeśli przez kilka minut nie działają portale społecznościowe lub popularna wyszukiwarka użytkownicy natychmiast zgłaszają swoim operatorom brak internetu, a przecież to tylko infrastruktura jednego z dostawców. Rozsądek podpowiada mi jednak, że jednoznaczne wykluczenie awarii ogólnokrajowej nie jest niemożliwe, aczkolwiek w praktyce bardzo mało
prawdopodobne.