Sprawdzamy jak ostatnie miesiące odbiły się w budżecie małych i średnich operatorów telekomunikacyjnych.
Informacje płynące z polskiego rynku wydają się dość jasne; w związku ze stanem zagrożenia epidemiologicznego i zamrożeniem gospodarki nastąpiło wyraźne spowolnienie. Z tarcz antykryzysowych skorzystało bardzo wielu przedsiębiorców, a i tak nie wszyscy poradzili sobie z sytuacją. Dane publikowane w związku odmrażaniem gospodarki mówią natomiast, że wskaźniki produkcji, nowych zamówień czy zatrudnienia wzrosły w maju w stosunku do kwietnia.
Wskaźniki gospodarcze nie są może najlepsze, ale eksperci są zgodni, że “odbiły”. Czy branża telekomunikacyjna także przeszła już najgorsze?
Tak. Można nawet powiedzieć, że jako operatorzy przeszliśmy okres zamrożenia gospodarki całkiem nieźle.
Obyło się bez strat?
Nie. Chyba każdemu z małych i średnich operatorów zdarzyły się w tym czasie większe niż zwykle opóźnienia płatności i przynajmniej sporadyczne przypadki oświadczeń klientów, że nie stać ich na dotychczasowy pakiet lub zakres usług. W ramach Syriona zawieszaliśmy umowy i renegocjowaliśmy je z klientami prowadzącymi mały i średni biznes. Były to jednak straty relatywnie niewielkie. Większość naszych klientów nie przestała płacić, a to było dla nas największym zagrożeniem.
Kłopoty z płatnościami dotyczyły przedsiębiorców z konkretnych branż?
Podczas zamrożenia gospodarki szczególnie ucierpieli przedsiębiorcy z branży hotelarskiej i gastronomicznej. Widać to zarówno w oficjalnych danych, jak i z naszego doświadczenia. Operatorzy w różnych częściach Polski podchodzili ze zrozumieniem do ich problemów. Należy jednak podkreślić, że dla większości firm, instytucji i osób prywatnych Internet pozostawał artykułem pierwszej potrzeby.
Praca i nauczanie zdalne, telekonferencje, rozrywka… Wszystko to, jak już pisaliśmy na łamach isportalu, przełożyło się na zwiększony ruch w sieci. Czy klienci są w związku z tym zainteresowani ofertami internetu o większej prędkości?
Klienci indywidualni, a także przedsiębiorcy i urzędnicy, nie wykorzystywali wcześniej w pełni możliwości sieci i nadal tego nie robią. Mamy nowoczesne narzędzia, ale nieustannie wygrywają nawyki, utarte schematy myślenia lub urzędnicze przyzwyczajenia. Nagle okazało się jednak, że można nie wypełniać stosu dokumentów, upowszechnił się podpis i dokumenty elektroniczne. To jednak nie koniec tego, co możemy osiągnąć.
Czy w związku z cyfryzacją gospodarki, a właściwie całego naszego życia, potrzebna jest kolejna rewolucja technologiczna?
Włókna światłowodowe, które docierają dziś do większości klientów zapewniają najczęściej prędkość rzędu 100 Mb/s. Jest to wartość, która jest całkowicie wystarczająca do użytku prywatnego i dla większości przedsiębiorstw. Poza tym, choć nie każdy ma tego świadomość, na istniejącej obecnie infrastrukturze światłowodowej można zapewnić duże większe prędkości przesyłu danych. Wymagałoby to jednak konkretnych inwestycji.
O jakich prędkościach i pieniądzach mówimy?
Technicznie operatorzy są w stanie dostarczać do domów usługi do 100 Gb/s. Ze strony klienta wymagałoby to inwestycji rzędu tysięcy złotych i znacznego zwiększenia miesięcznych opłat. Jednocześnie mali i średni operatorzy dysponują koncentratorami GPON położonymi blisko klienta z niewielką ilością portów, dzięki czemu mogą dość swobodnie skalować połączenia. Nie potrzebujemy żadnej rewolucji. Warto też podkreślić, że problemy z przepustowością sieci, o których słyszeliśmy w czasie lockdownu najczęściej dotyczyły sieci LTE i będą też dotyczyć jej następczyni czyli sieci 5G.
Przecież 5G ma być szybka i niezawodna. O jakich problemach pan mówi?
Każdy nadajnik LTE ma ograniczoną przepustowość i wcześniej czy później się wysyci. 5G natomiast w perspektywie najbliższych lat obejmie zasięgiem jedynie niewielką część kraju, a nadajniki działać będą na podobnej zasadzie. Sieci światłowodowe są pod tym względem po prostu stabilniejsze.