TECHNOLOGIA · CYBERBEZPIECZEŃSTWO · BIZNES

Ludzie Grupy MiŚOT… czyli ci, którzy pracują dla was: Aleksandra Czerech – sterniczka od marketingu

Aleksandra Czerech w Grupie MiŚOT zaangażowana jest w wiele projektów. Ogrom jej energii wspiera Lokalnych oraz Fundację Lokalni, TeleOdpowiedzialnych czy KameleonTV. Dzieli się w nich swoimi pomysłami, umiejętnościami, wiedzą i doświadczeniem. To bardzo dużo jak na jedną osobę, ale Ola świetnie się w tym odnajduje. Szczególnie w pracy ze słowami, bo przecież główne jej zadania to pisanie. Niezależnie czy pisze maile do potencjalnych klientów, teksty promocyjne na stronę czy opisuje szereg projektów MiŚOT.

–  Marketing jest dla mnie ciekawą i kreatywną formą opowiadania o otaczającej nas rzeczywistości. Słowa, szczególnie w tak bogatym w synonimy języku, jakim jest polski, są magiczne. Widząc czy słysząc jeden komunikat, każdy z nas odbierze go przez swoje filtry i wyciągnie ciut inne znaczenie z tego samego przekazu –  opowiada o tym, czy dla niej jest marketing Ola 

Ale marketing marketingowi nierówny. W Grupie MiŚOT z jednej strony patrzy się na niego globalnie, ale z drugiej strony trzeba przyjmować perspektywę lokalnych operatorów, którzy często nie posiadają wielkich budżetów na promocję. 

– W tej pracy fascynująca jest płynność i zmienność, szczególnie dla tak wyjątkowej grupy, jaką są mali i średni operatorzy telekomunikacyjni. W ograniczonym budżetowo i zasobowo środowisku trzeba się dużo bardziej nagimnastykować, wykazać a co najważniejsze czuć ludzi i branżę, co mam nadzieję, mi się udaje – wyjaśnia specjalistka od marketingu.

Aktywności Aleksandry Czerech nie ograniczają się jedynie do życia zawodowego, bo także w czasie prywatnym zajmuje się wieloma różnorodnymi rzeczami. Jest najlepszym dowodem na to, że fakt, że Polska ma dostęp zarówno do morza jak i do gór, ma niebagatelne znacznie. 

Zacznijmy od gór. 

To dość nietypowe zamiłowanie jak na osobę, która mieszkała i wychowywała się na Pomorzu. Jednak miłość do gór może narodzić się nawet bardzo daleko od nich. A może zwłaszcza daleko od nich, tak z przekory, bo skoro morze jest blisko, to ciągnie do gór, które są daleko. 

– Zawsze marzyłam o tym, by chodzić po górach. Z Pomorza faktycznie jest dość daleko i wycieczka w góry staje się prawdziwą wyprawą. Natomiast już od kilkunastu lat mieszkam w Krakowie, co daje dużo większe możliwości, bo wstając rano i dysponując czasem, można udać się w pobliskie lokalizacje, żeby połazić po niesamowicie pięknej okolicy – mówi o swojej pasji Ola.

Spełnione marzenie o wyprawach w góry pozostało z Ola jako pasja na lata. Bez wielkich wyczynów. Wędrówki górskie uprawia dla relaksu i pięknych widoków. Z góry świat wygląda zupełnie inaczej i wejście na szczyt pozwala naładować akumulatory do dalszej pracy.

– Dystanse po 20 czy 30 kilometrów zdarzają mi się dość często. Nie osiągnęłam w tym zakresie żadnych spektakularnych wyczynów, bo i nie o to mi chodzi. Moje wycieczki są czysto turystyczne, nie po to, by coś udowadniać, nawet sobie – wyjaśnia. 

Ale w życiu Oli jest też druga pasja, czyli morze. Jachty i morskie wyprawy to bardzo konkretne wyzwanie. Tym bardziej, że te wyprawy bywają bardzo dalekie. Przylądek Horn, Antarktyda – brzmi poważnie? I tak właśnie jest. Chociaż w przypadku tej pasji znowu trochę odezwała się przekorna natura naszej bohaterki. 

– Przewrotne jest to, że pływaniem na poważnie zajęłam się już po przeprowadzce do Krakowa. Zaczęło się dość zabawnie, bo tysiące razy siedząc na plaży lub po niej spacerując, widząc łódki, wychodzące w morze myślałam sobie, że trzeba być wariatem, żeby z własnej nieprzymuszonej woli wsiąść w taką blaszaną puszkę i wypłynąć w morze bez możliwości wyjścia w dowolnie wybranym przez siebie momencie – opowiada o swoich początkach na morzu – Mój pierwszy raz na morzu? Dostałam nagrodę z firmy, w której pracowałam. Była to  wycieczka jachtem po chorwackich wodach. Początkowe przerażenie zostało zastąpione przez fascynację zarówno do jachtów żaglowych, jak i morza, która zresztą nieprzerwanie trwa do dziś. 

Apetyt Oli na morze rósł w miarę jedzenia. Kolejne wyprawy, kolejne wyzwania, rejsy coraz dłuższe i w coraz odleglejsze rejony. Tym bardziej, że po pierwszych przygodach na morzu nie było już obaw, a jedynie ciekawość tego, co jeszcze można zobaczyć, czego doświadczyć. Ola zrobiła patent sternika i z większą śmiałością rusza na otwarte wody. Wrażenia z jednej z tych wypraw opisuje tak:

– Wsiadłam na 20-metrowy stalowy jacht i podróżowałam po krańcach świata. Zwiedziłam od strony morza Ziemię Ognistą zarówno po Argentyńskiej, jak i Chilijskiej stronie, wyobrażając sobie, jak robił to wszystkim znany z lekcji historii Ferdynand Magellan. Miałam możliwość zobaczenia miejsc kompletnie niedostępnych dla zwykłego turysty. Po zejściu na ląd wchodziliśmy na górki mniejsze i większe oraz lodowce. Zdarzało się, że wieczorem, gdy jacht bezpiecznie był zacumowany, piliśmy drinka z lodem datowanym na 2 mln lat.

Nie każdy może pochwalić się takimi doświadczeniami. Ale nie zawsze jest tylko przyjemnie. Wiele z miejsc odwiedzanych przez Olę jest niebezpiecznych.

– Zdarzały się również sytuacje niebezpieczne, bo pogoda w tamtym rejonie świata jest przewidywalna. Chociażby przylądek Horn, uważany za żeglarski Mount Everest, nie jest najbezpieczniejszym miejscem na świecie i na ten temat narosło wiele mitów. Właśnie ze względów bezpieczeństwa opływa się go w tzw. oknie pogodowym, ale nigdy nie można mieć pewności, że pogoda nagle się nie zmieni i nie zrobi się naprawdę groźnie. W okolicy spoczywa blisko 800 statków, którym się nie udało. Taka wyprawa to zawsze ryzyko – opowiada Ola. – Nawet dla 40 tonowego jachtu bezpieczne zacumowanie w tym miejscu bywa problematyczne. Ja siedem razy miałam przyjemność opłynięcia tego słynnego przylądka, na samej wyspie Horn udało się wylądować tylko raz.

A jakie były jej najdłuższe i najdalsze morskie wyprawy?

–   Mój najdłuższy rejs bez schodzenia na ląd trwał bodajże 21 dni – mówi Ola. – Najdalej była chyba Antarktyda. Wyprawy na ten niedostępny kawałek lądu odbywają się latem, bo trwa wtedy dzień polarny i warunki pogodowe są najbardziej przyjazne. Ten kawałek świata jest niesamowity i mam nadzieję, jeszcze tam wrócić, choć świat jest tak piękny i różnorodny, że kuszące są też inne terytoria, jak choćby daleka północ. Moim wielkim marzeniem jest też Islandia, ale nie przelot samolotem, tylko właśnie wyprawa jachtem. Nawet jeśli odwlecze się to w czasie.

Patrząc na energię Oli, jej zaangażowanie i pasję, nie ma wątpliwości, że to i inne z jej marzeń na pewno w końcu zrealizuje.

Zobacz też:

Ludzie Grupy MiŚOT… czyli ci, którzy pracują dla was: Marcin Pilak, człowiek, który patrzy daleko

Ludzie Grupy MiŚOT… czyli ci, którzy pracują dla was: Magdalena Drozdowska – kobieta wielu aktywności

Ludzie Grupy MiŚOT… czyli ci, którzy pracują dla was: Marek Nowak – człowiek o fantastycznym piórze

Klaudia Wojciechowska
Klaudia Wojciechowska
Redaktorka ISPortal i ISProfessional. Dziennikarka telewizji lokalnego operatora telekomunikacyjnego Ret-Sat1. Absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim ze specjalizacją filmoznawstwo i nowe media.

przeczytaj najnowszy numer isporfessional

Najnowsze