TECHNOLOGIA · CYBERBEZPIECZEŃSTWO · BIZNES

30 lat minęło 

To były burzliwe czasy. Jedenaście lat po tym, jak Sade nagrała Smooth Operator i dwa lata po uchwaleniu przez Sejm ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy o radiofonii i telewizji. Rok 1995. Pojechałem wówczas na swoją pierwszą konferencję branżową.

Polska dopiero co otrzepywała się z pyłu transformacji, a rynek telekomunikacyjny raczkował, próbując w biegu nadążyć za cywilizacyjną rewolucją. PIKE wystosowało właśnie dramatyczny apel do władz o interpretację nowej ustawy o radiofonii i telewizji oraz o wytyczne dla prokuratur. Sytuacja rzeczywiście była niepokojąca – każdy operator, który nie miał koncesji – a uzyskanie jej w wymaganym czasie było praktycznie niemożliwe – łamał prawo. Sytuacja rodem z Kafki: cała branża z dnia na dzień znalazła się poza prawem.

W takich okolicznościach znalazłem się jesienią w Poznaniu na konferencji Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Operatorów Sieci Telewizji Kablowej. Nastroje były ciężkie, żeby nie powiedzieć – grobowe. Piosenka Sade śpiewana była przez uczestników w wolnym tłumaczeniu jako Smutny Operator i stała się nieoficjalnym hymnem imprezy.

Kiedy Zygmunt Solorz wylądował na miejscu helikopterem, wzbudził falę westchnień podziwu i zazdrości. Reprezentował dawców kontentu, którzy na nowym prawie zyskali najwięcej. Już wtedy było jasne, kto będzie rozdawał karty w branży, a kto – płacił. W kuluarach słychać było głosy o zmowie zachodnich koncernów, które już poukładały polski rynek i podzieliły tort.

Jako młody chłopak chłonąłem ten wielki świat z wypiekami na twarzy. HBO promowalo się hostessami przebranymi za Marilyn Monroe, które obłapiały uczestników. Dziś taka promocja wywołałaby skandal i procesy sądowe, ale wtedy uznawano to za standard. Zły dotyk pseudomarilyn pamiętam do dziś…

Historia lubi się powtarzać. Tak, jak w 1995 roku operatorzy kablowi byli smutnymi operatorami, tak dziś, w przeddzień X Jubileuszowego Zjazdu MiŚOT, internetowi dostawcy zastanawiają się, czy przypadkiem jutro nie zostaną ostatnimi.

W 1997 roku zaszły jednak zmiany. Sejm obniżył VAT na usługi telewizji kablowej (do 7 proc. – stawka obowiązuje do dziś). Właściciele sieci kablowych odetchnęli z ulgą. W tym samym roku firma Aster otrzymała od ministra łączności zezwolenie na świadczenie usług dostępu do internetu. To otworzyło zupełnie nowy rozdział: internet przestał być fanaberią zapaleńców, a stał się usługą, którą można sprzedawać obok telewizji. Protokół IP okazał się cichym grabarzem tradycyjnej telekomunikacji – od tej pory wszystko zaczęło powoli, ale nieuchronnie zmierzać w jego stronę.

Pamiętam też, że baliśmy się wtedy czy wielkie zachodnie koncerny nie połkną całej polskiej branży telewizyjnej. Dziś strach jest podobny – tyle, że zamiast niemieckiej czy amerykańskiej telewizji, na horyzoncie czają się globalne platformy internetowe, które już teraz wiedzą o każdym z nas więcej niż nasze własne rodziny. 

Paradoks jednak polega na tym, że za internet – uznawany przecież przez polityków za dobro podstawowe, jak woda i prąd – płacimy do dziś 23 proc. VAT. Żadne środowisko polityczne nie zdobyło się przez te lata ani na odwagę podniesienia VAT-u na kablówkę, ani na refleksję, że może jednak internet powinien być tańszy. Efekt? Trwa do dziś ekwilibrystyka z pakietami łączonymi, które mają na celu optymalizację podatku.

I znów mamy burzliwe czasy. Spotykamy nowe wyzwania (związane w szczególności z cyberbezpieczeństwiem), a MiŚOT-om nieustannie towarzyszy walka o przetrwanie. Mamy do tego narzędzia: elastyczność, bliskość klienta i umiejętność robienia tego, czego wielki gracz nigdy nie zrobi – odbierania telefonu o 21 w niedzielę i niezwłoczne podjęcie działania jeśli okaże się komuś padł router. To wciąż przewaga, której nie da się zapisać w ustawie ani opodatkować VAT-em. 

Ale czy to wystarczy? Czy za dwadzieścia lat będziemy pisać o MiŚOT-ach jako o pionierach cyfrowej Polski, czy raczej jako o ostatnich Mohikanach, którzy dzielnie walczyli, ale w końcu zostali zgnieceni przez regulacje, podatki i globalne monopole? Bo przecież historia telekomunikacji w Polsce to właśnie nieustanna gra między prawem, biznesem i technologią. Moje osobiste  obserwacje wskazują jednak, że w telekomunikacji przetrwa nie ten, kto ma helikopter, ale ten, kto potrafi wyczuć kierunek zmian.

O tych właśnie zmianach i przyszłości rynku będziemy mówić na naszym najbliższym zjeździe, chociaż przy okazji jubileuszu trudno będzie powstrzymać się również od wspomnień.

Czytaj także:

Marcin Noworyta – operator, który dzięki udziałowi w Zjeździe MiŚOT wygrał wakacje z Holiday Park & Resort – ISPortal

Projekt MDF uruchamia ofertę hurtową. Kto na tym zyska? – ISPortal

MiŚOT SA planuje wypłacić dywidendę – ISPortal

przeczytaj najnowszy numer isporfessional

Najnowsze