TECHNOLOGIA · CYBERBEZPIECZEŃSTWO · BIZNES

Awaria, która zatrzymała wojnę

Brzmi jak fragment taniej powieści science fiction, ale dokładnie to wydarzyło się nocą z 24 na 25 lipca 2025 roku. Starlink – system satelitarnego internetu Elona Muska – nagle przestał działać. Globalnie. Na kilka godzin komunikacyjna cisza spowiła nie tylko amerykańskie rancza i europejskie osiedla, ale też front wojenny w Ukrainie, gdzie dostęp do łączności bywa sprawą życia i śmierci. I nie jest to metafora.

Z perspektywy Europy to nie tylko techniczny incydent. Polska dostarczyła Ukrainie ponad 24,5 tysiąca terminali Starlink. Satelity te stały się integralną częścią ukraińskiej obrony, logistyki, a także bezpieczeństwa cywilów. I nagle – wszystko na pauzie. Właśnie wtedy, gdy system miał być niezawodny, pokazał swoją słabość.

Wojna na pauzie?

Pierwsze sygnały o awarii przyszły właśnie z Ukrainy. Ukraińscy i – o ironio – również rosyjscy żołnierze korzystający ze Starlinków stracili łączność. Morskie i powietrzne drony, napędzane danymi z satelity, zaczęły „głuchnąć” w trakcie operacji. Koordynacja wojskowa stanęła w miejscu. „Wojna się zatrzymała” – napisali niektórzy komentatorzy. To przesada, ale symptomatyczna.

Problem nie polega tylko na tym, że coś się zepsuło. Każda technologia może zawieść. Kłopot w tym, że niemal cały świat – w tym strategiczne sektory bezpieczeństwa, transportu i energetyki – coraz mocniej polega na jednej prywatnej firmie. Starlink to nie tylko internet „dla wszystkich”, to dziś również główna arteria komunikacyjna w strefach konfliktu, narzędzie dla służb ratunkowych, a nawet fundament łączności cywilnej na obszarach odciętych od klasycznej infrastruktury.

Awaria trwała zaledwie 2,5 godziny. Ale wystarczyła, by pokazać, jak bardzo jesteśmy uzależnieni. I jak niebezpieczna jest sytuacja, w której krytyczna infrastruktura – niemal monopolistycznie – zależy od jednego dostawcy, jednego systemu, jednego człowieka.

Elon Musk – bez względu na to, jak go oceniamy – stał się właścicielem łączności na skalę geopolityczną. To nie tylko osiągnięcie. To problem.

Monopol w kosmosie, monopol na Ziemi

Oczywiście, pojawiły się głosy: „Przecież są alternatywy”. Owszem, Unia Europejska rozmawia z operatorami SES, Hisdesat, Viasat i Eutelsat/OneWeb. Ale to plany, nie realia. System IRIS², europejski odpowiednik Starlinka, ruszy najwcześniej za kilka lat. Do tego czasu Starlink pozostanie głównym graczem. A raczej – monopolistą.

Nie mamy problemu z tym, że jedna firma zrobiła coś lepiej od innych. Problem pojawia się wtedy, gdy wszyscy rzucili się do jednego koszyka, zapominając, że kosmiczne jajka też mogą się potłuc. Nie powinniśmy pytać: czy Starlink znów się zepsuje?, tylko: co zrobimy, gdy tak się stanie?

Starlink wrócił do życia. System działa, komunikacja została przywrócona, a świat odetchnął. Ale to wcale nie oznacza, że wszystko wróciło do normy. Właśnie ta awaria powinna być punktem zwrotnym – momentem, w którym rządy, armie i instytucje na całym świecie zrozumieją, że uzależnienie od jednego dostawcy, nawet najlepszego, to nie strategia. To ryzyko.

Bo w XXI wieku wojna może się zatrzymać nie przez dyplomację czy broń atomową, ale przez… awarię systemu logowania.

Michał Koch
Michał Koch
Dziennikarz i researcher. Tworzy teksty o najnowszych technologiach, 5G, cyberbezpieczeństwie i polskiej branży telekomunikacyjnej.

przeczytaj najnowszy numer isporfessional

Najnowsze